Sukces Olympiakosu Pireus, który w tym tygodniu wygrał finał Ligi Konferencji Europy, to jedna strona greckiego futbolu. Grecja ma wspaniałe zabytki, piękne wyspy, wykwintną kuchnię i kilka nowoczesnych stadionów, ale kolejne incydenty związane z różnymi przejawami przemocy i różnymi zagrożeniami spotykającymi sędziów lub ich przełożonych sprawiają, że w środowisku piłkarskim Grecja – z powodu drugiego oblicza, tego przemocowego – coraz częściej nazywana bywa „dzikim i niebezpiecznym światem”.
To wcale nie są mity greckie!
Jedni sędziowie boją się sędziować w Grecji – są wśród nich zarówno sami Grecy, jak i cudzoziemcy – inni, jak od roku na przykład Polacy, po prostu wolą profilaktycznie unikać podróży do tego kraju. Wiedzą, że tam o poważne kłopoty znacznie łatwiej niż gdziekolwiek indziej w zawodowej piłce nożnej.
To wcale nie są mity greckie: nawet przy okazji meczów Super League i Pucharu Grecji można zostać oplutym, dostać w zęby, kopniaka w tylną część ciała lub śmiertelne pogróżki czy ewentualnie etykietkę awanturującego się pijaka, gdy władze lub wpływowi kibice jednego klubu obawiają się, że sędzia przyleciał do Grecji, aby sprzyjać klubowi przeciwnemu. W Grecji ryzyko takich przygód od lat jest znacznie wyższe, a incydenty to potwierdzające zdarzają się w każdym sezonie.
Sędzia Stephanie Frappart schodzi otoczona ochroną
Problem zagrożenia bezpieczeństwa zdrowia lub życia sędziów czy władz sędziowskich w Grecji wraca z tak niezwykłą regularnością, że stało się jasne, iż kolejne przypadki po prostu potwierdzają bardzo niepokojące zjawisko. Groźby, przypadki znieważania i zniesławiania zdarzają się nie tylko w niższych ligach – jak choćby w Polsce – czy w rozgrywkach amatorskich, lecz również przed, w trakcie lub po meczach o najwyższą stawkę. Ostatnio przekonała się o tym Francuzka Stephanie Frappart, która prowadziła spotkanie Panathinaikos Ateny – Aris Saloniki w finale Pucharu Grecji.
Słynna sędzia pokazała w tym spotkaniu dziewięć żółtych kartek oraz trzy czerwone, w tym dwie z powodu drugiej żółtej. Jej decyzje tak bardzo nie podobały się publiczności, że powstało realne zagrożenie, iż spotka ją „kibicowski” samosąd. Konieczna była eskorta – Frappart opuszczała boisko otoczona nie tylko sędziami asystentami, ale również pracownikami agencji ochroniarskiej.
Szymon Marciniak miał sędziować mecz Panathinaikos – Olympiakos…
Gdy rok temu w Grecji poważne nieprzyjemności spotkały najpierw polskich sędziów – Pawła Raczkowskiego, Radosława Siejkę i Adama Kupsika – a wkrótce później Włoch Davide Massa ze swoimi asystentami również ledwo wyszedł cało z greckiej eskapady, UEFA była poważnie zaniepokojona. Najpierw rozważała, aby do czasu poprawy sytuacji w Grecji w ogóle nie wysyłać tam swoich sędziów, a potem planowała, aby przynajmniej nie delegować tam arbitrów z kategorii Elite. To głównie dlatego Szymon Marciniak ostatecznie nie sędziował ani meczu Panathinaikos Ateny – Olympiakos Pireus ani spotkania Olympiakos – Panathinaiokos, do których od dawna był planowany.
W praktyce prośby władz Greckiego Związku Piłki Nożnej (EPO) okazały się tak skuteczne, że po krótkiej przerwie UEFA znowu zaczęła wysyłać tam swoich ludzi, w tym także tych z czołówki, czyli z grupy Elite. Jednak zdarzenia po meczu Panathinaikos – Aris i realne zagrożenie bezpieczeństwa sędzi Frappart sprawiły, że działacze Komisji Sędziowskiej UEFA znowu zastanawiają się, jak zareagować na to, co spotyka w Grecji sędziów. Odmowa wysyłania tam arbitrów z innych krajów to decyzja teoretycznie najprostsza, ale problem w tym, że… sędziowie greccy traktowani są w swoim kraju jeszcze gorzej niż Raczkowski, Massa czy Frappart.
Rafał Rostkowski