HomeKoszykówkaWolves i Pacers nad przepaścią. W historii NBA nikt nie wrócił z 0-3. “Jeśli ktoś ma to zrobić, to my”

Wolves i Pacers nad przepaścią. W historii NBA nikt nie wrócił z 0-3. “Jeśli ktoś ma to zrobić, to my”

Źródło: własne

Aktualizacja:

W tym roku niezwykle szybko możemy poznać uczestników wielkiego finału NBA. W obu seriach finałów konferencji – na Wschodzie i na Zachodzie – po trzech meczach jest już 3-0. Na odwrócenie losów którejkolwiek z tych serii jest już chyba za późno.

Anthony Edwards i Tyrese Haliburton

Associated Press / Alamy

Pacers chcą ruszyć w pogoń

W finałach Konferencji Wschodniej jest 3-0 dla Boston Celtics, choć równie dobrze mogło być 2-1 dla Indiana Pacers. Niżej notowana drużyna zarówno w pierwszym, jak i w trzecim meczu serii, miała swoje wielkie szanse. W ostatniej minucie tych spotkań byli na prowadzeniu. Błędy własne pozbawiły ich jednak choćby jednego zwycięstwa. W sobotę Celtics odrobili 18 punktów straty z trzeciej kwarty, a prowadzenie odzyskali dopiero na nieco ponad pół minuty przed końcem meczu.

Uwierzcie mi, gdy mówię, że ruszymy za nimi w pogoń – mówił po spotkaniu Rick Carlisle. Szkoleniowiec Pacers dodał, że jego zespół zamierza wyprowadzać jeszcze mocniejsze ciosy, ale na ten moment nie wiadomo, czy w poniedziałkowym starciu numer cztery zagra kontuzjowany Tyrese Haliburton. Lider zespołu zmaga się z urazem ścięgna udowego.

Niepoprawny optymizm Timberwolves

W finałach Konferencji Zachodniej jest 3-0 dla Dallas Mavericks, choć to również nie jest wcale aż tak jednostronna seria. Dwa pierwsze mecze decydowały się w kluczowych momentach. W trzecim meczu Minnesota Timberwolves odrobili duże straty i w czwartej kwarcie objęli prowadzenie, ale ostatnie minuty należały do gospodarzy. Najlepsza w sezonie zasadniczym defensywa Wilków nie jest w stanie powstrzymać ani Luki Doncicia, ani Kyrie Irvinga. Ten znakomity duet w niedzielę zdobył wspólnie 66 punktów i nie robił sobie nic z obrony rywala.

Jeśli ktoś może wygrać cztery kolejne mecze, to właśnie my – stwierdził jednak Naz Reid, choć słowa podkoszowego T-Wolves brzmią jak niepoprawny optymizm. W historii NBA takiego powrotu nie zaliczył jeszcze nikt. Co więcej, łącznie już 154 razy zdarzało się, że w serii do czterech zwycięstw jedna z drużyn obejmowała prowadzenie 3-0. I spośród tych 154 przypadków zaledwie cztery razy – czyli w nieco ponad trzech procentach serii – zespoły przeciwne potrafiły odpowiedzieć trzema kolejnymi wygranymi, co wymuszało decydujące starcie numer siedem.

Najbliżej historii byli:

New York Knicks w starciu z Rochester Royals (1951)

Zamierzchłe czasy NBA prawie były świadkiem największego powrotu w historii amerykańskiego sportu. W tamtym okresie żadnej drużynie z topowych profesjonalnych lig w Stanach Zjednoczonych nie udało się odwrócić losów serii do czterech zwycięstw, w których przegrała trzy pierwsze spotkania. Od tego czasu stało się to już i w MLB (raz – w 2004 roku), i w NHL (cztery razy, z czego ostatnio w 2014 roku). Knicks w finałach w 1951 roku byli na dobrej drodze. Doprowadzili do siódmego meczu, a w decydującym starciu odrobili 14-punktową stratę i na mniej niż dwie minuty przed końcem prowadzili nawet 74:72.

Royals uchronili się, gdy sprawy w swoje ręce wzięli liderzy – Arnie Risen oraz Bobby Davis, a więc przyszli członkowie koszykarskiej Galerii Sław. Mistrzostwo NBA było szczytem marzeń dla Rochester i do dziś pozostaje jednym z największych sportowych sukcesów miasta. Wtedy nie świętowano jednak tak, jak dzisiaj. – Nie mieliśmy parady, nie dostaliśmy nawet trofeum od ligi, nie było nic – mówił po latach trener-właściciel klubu Les Harrison. Był to też początek końca koszykówki spod znaku NBA w Rochester, bo klub kilka lat później został sprzedany i przeniesiony do innego miasta. Dziś spadkobiercami Royals są Sacramento Kings.

Denver Nuggets w starciu z Utah Jazz (1994)

Jako drudzy przed wielką szansą stanęli Denver Nuggets. Najmłodsza ówcześnie drużyna w NBA jakimś cudem znalazła się w ogóle tym miejscu. Zespół z Kolorado zakończył rozgrywki na ósmej lokacie w Konferencji Zachodniej i w pierwszej rundzie przegrywał już 0-2 z faworytami z Seattle. I wtedy Nuggets przeszli do historii, wygrywając trzy kolejne mecze – w tym decydujące starcie numer pięć w hali SuperSonics – dzięki czemu jako pierwsi w dziejach NBA z ósmego miejsca w tabeli wyrzucili z rywalizacji “jedynkę”. Z takiego rozwiązania mocno ucieszyli się wtedy m.in. Utah Jazz, bo szybko i niespodziewane odpadł im jeden z najpoważniejszych rywali na Zachodzie.

To właśnie z ekipą z Salt Lake City zmierzyli się Nuggets w drugiej rundzie. Po trzech spotkaniach znów wydawało się, że to koniec. Jazz wygrywali 3-0, ale potem Nuggets zaczęli wracać. Mecz po meczu, wygrana po wygranej. Doprowadzili do decydującego siódmego starcia. I dopiero wtedy opadli z sił. – Przez ostatnie trzy tygodnie byliśmy w emocjonalnej ekstazie i to adrenalina pomogła nam przezwyciężyć zmęczenie. W tym spotkaniu to się nie udało – tłumaczył potem Dan Issel, trener Nuggets. Ekipa z Denver zdobyła tylko 12 punktów w pierwszej kwarcie i zaprzepaściła szanse na historyczny awans. 31 punktów dla Jazz zdobył w tamtym spotkaniu Karl Malone.

Portland Trail Blazers w starciu z Dallas Mavericks (2003)

W kolejnej dekadzie niemożliwej do tej pory sztuki próbowali dokonać zawodnicy Portland Trail Blazers. W serii pierwszej rundy przeciwko Dallas Mavericks przegrali trzy pierwsze spotkania. Fani teksańskiej drużyny byli pewni, że nic złego nie może im się stać. Tym bardziej że Mavs w tamtym sezonie wygrali 60 meczów – najwięcej w historii klubu – a rozgrywki zaczęli od 14 kolejnych zwycięstw, co ówcześnie było drugą najdłuższą taką serią w dziejac. Mało kto przypuszczał więc, że już w pierwszej rundzie Mavericks mogą ponownie zapisać się w historii, ale tym razem niechlubnie.

Blazers zdołali doprowadzić do meczu numer siedem. W szóstym starciu Dirk Nowitzki zapisał na konto ledwie cztery punkty, choć w pięciu poprzednich notował średnio prawie 35 punktów na mecz! Jasne było, że Mavs prawie całkowicie stracili pewność siebie. – Musimy po prostu uwierzyć. Nie mam żadnych wątpliwości, że możemy wygrać spotkanie numer siedem – mówił więc Steve Nash. Słowa rozgrywającego Mavericks okazały się prorocze. W odpowiednim momencie przebudził się Nowitzki, który po zmianie stron zdobył 23 ze swoich 31 punktów i ostatecznie to teksańska ekipa wysłała Trail Blazers na wakacje, a nie odwrotnie.

Boston Celtics w starciu z Miami Heat (2023)

Czwarty i ostatni jak dotychczas przypadek z opisywanych miał miejsce rok temu. Dokładnie rok temu Derrick White został bohaterem Boston Celtics, gdy swoją dobitką – równo z końcową syreną – w szóstym meczu serii przedłużył nadzieje bostońskiej drużyny na przejście do historii. Celtics byli faworytem starcia z Heat, którzy do fazy play-off weszli trochę psim swędem przez turniej play-in jako ósma drużyna w tabeli. Mimo tego zaskoczyli Celtów na ich parkiecie w Bostonie, a potem wygrali także mecz numer trzy w Miami i prowadzili już 3-0. – Nie dajcie nam wygrać nawet jednego spotkania – ostrzegali jednak Celtics.

I choć stać ich było na doprowadzenie do decydującego siódmego starcia, to w nim już na początku pierwszej kwarty kostkę podkręcił Jayson Tatum. I z gospodarzy bardzo szybko uleciało powietrze. Heat nie dali sobie wydrzeć awansu do wielkiego finału, od którego już w poprzednim spotkaniu dzieliły ich przecież ledwie sekundy. Jimmy Butler, który rok wcześniej nie uchronił Heat przed porażką w siódmym starciu z Celtics, zapowiadał wtedy, że następnym razem on i jego drużyna będą gotowi. – Za rok będziemy w dokładnie takiej samej sytuacji i wykonamy zadanie – obiecał i słowa dotrzymał, a historycznego powrotu z 0-3 jak nie było, tak nie ma.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

The Freak prezentuje kolejne zestawienie! Wielki rewanż w pojedynku pań
Kolejne mocne zestawienie The Freak! “Prezes” zmierzy się z “Sutonatorem”
Fame MMA się nie zatrzymuje. Mistrz walk na gołe pięści wkracza do gry!
Clout MMA ma problem. Wydali mocne oświadczenie
Szalone starcie na FAME! Denis Załęcki zmierzy się z dwoma rywalami!
Wardęga mógł zawalczyć z Rzeźniczakiem. Peszko miał pomysł
Oficjalne ogłoszenie FAME. Nowa gala już w październiku
Starcie gigantów na Clout MMA. Denis Labryga vs. Wielki Bu
To nie żart! Szalone zestawienie na Clout MMA! Detektyw Rutkowski kontra Zbigniew Stonoga
IShowSpeed znokautowany przez Pacquiao! To musiało boleć [WIDEO]