Warszawska mentalność zwycięzców
Nie ma w Polsce klubu, w którym panowałaby taka presja wyniku, jak w Legii. Owszem, są zespoły, dla których przykładowy brak awansu do europejskich pucharów jest porażką. W Lechu czy w Rakowie nikt jednak nie bije na alarm, gdy przytrafią się dwa kolejne mecze bez zwycięstwa. W Warszawie nie istnieje coś takiego, jak „rok przejściowy”. Jest tylko czerń i biel.
Legia zakodowała sobie, że musi wygrywać. Na tym ten zespół oparł swoją tożsamość. Świadczy o tym chociażby jedna z klubowych dewiz, która brzmi: „semper invicta, semper heroica”. Zawsze niezwyciężona, zawsze heroiczna. Taka ma być Legia. Niezależnie od sytuacji w klubie, celem tej drużyny jest zdobycie mistrzostwa Polski. Po zwycięstwie nikt nie klepie się po plecach, bo w oczach tego klubu zwycięstwo jest czymś normalnym, wręcz spodziewanym.
Łacińska sentencja dobrze oddaje klubową mentalność, ale jeszcze bardziej pasuje inne hasło: „jesteś tak dobry, jak Twój ostatni mecz”. W warszawskiej drużynie nie ma miejsca na myślenie o przyszłości. Liczy się tylko to, co jest tu i teraz. Brak cierpliwości powoduje, że w Legii ciągle dochodzi do roszad. Łazienkowską stale opuszczają kolejni szkoleniowcy, piłkarze i działacze. Przez te wszystkie lata nie zmieniło się jedno – najgorszą pozycję w Legii mają młode talenty. W warszawskim systemie kastowym pełnią rolę pariasów.
Brak szans dla młodzieżowców
W stołecznym klubie naprawdę nie ma miejsca na naukę. Każdy, nawet najmniejszy błąd młodzieżowca może doprowadzić do utraty punktów, a to jest cena, której Legia nie może zapłacić.
Wygląda to trochę tak, jakby Legia chciała jednocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko. Władze klubu zapewne chciałyby mieć w zespole młodego piłkarza, który z marszu staje się kluczową postacią drużyny. Tyle, że takie sytuacje to rzadkość. Młode talenty zwykle potrzebują czasu, by się rozwinąć. Muszą dostać przestrzeń na oswojenie się z seniorską piłką. A Legia tej przestrzeni na rozwój nie daje.
Weźmy takiego Kacpra Tobiasza. Bramkarz „Wojskowych” przez długi czas był pewnym punktem drużyny, którą wówczas prowadził Kosta Runjaić. Swoimi ruchami przypominał Artura Boruca. Doszło nawet do tego, że Czesław Michniewicz zabrał bramkarza ze sobą na mundial w Katarze, by ten mógł przyglądać się pracy bardziej doświadczonych kolegów. Wydawało się, że Tobiasz będzie następnym piłkarzem, na którym Legia porządnie zarobi.
Teraz Legia byłaby szczęśliwa, gdyby jakikolwiek klub złożył ofertę kupna Tobiasza. Golkiperowi przytrafiło się kilka poważnych błędów – co jest normalne w tym wieku – a Legia odstawiła go bez większego namysłu. Od połowy lutego bramki stołecznej ekipy strzeże Dominik Hładun. Z kolei Tobiasz, który miał być kolejnym wielkim bramkarzem Legii, dziś gra głównie w trzecioligowych rezerwach klubu.
Jeśli Legia okazuje taki brak zaufania wobec swojego podstawowego bramkarza, to co ma powiedzieć reszta młodzieżowców? Poza Kacprem Tobiaszem koszulkę Legii w tym sezonie założyło czterech młodych piłkarzy – Wojciech Urbański (59 minut gry we wszystkich rozgrywkach), Filip Rejczyk (36 minut), Jan Ziółkowski (6 minut) i wypożyczony zimą do Stali Mielec Igor Strzałek (113 minut). Cała czwórka łącznie wyszła na boisko 20 razy, co daje średnią ok. 10 minut na mecz. W takim wymiarze czasowym nikt nie pokaże pełni swoich umiejętności.
Nie jest jednak prawdą to, że Legia nie chce inwestować w swoją młodzież. O zdanie poprosiliśmy Piotra Kamienieckiego, a więc dziennikarza TVP Sport, który od lat jest blisko wszystkich spraw związanych z Legią Warszawa.
– Wiadomo, że jest to postrzegane jako problem systemowy. Na pewno jest to dostrzegane i podkreślane w rozmowach. Jest to kłopotliwe, jeśli traci się Walukiewicza, Łakomego, Praszelika, a inne kluby na nich zarabiają, to nie może to być dobrze odbierane. Natomiast największy problem to plan na tych zawodników. Łatwo jest być Piastem Gliwice, i promować Ariela Mosóra. Trudniej robić to w Legii, gdy te oczekiwania są dziesięć razy większe, a kibice nie oczekują spokojnego bytu w lidze, tylko mistrzostwa. Idealnym rozwiązaniem byłoby stworzenie planu, w którym ci piłkarze dostają szansę, i jeden po drugim zaczynają się ogrywać. Tylko, że to się nie dzieje – wszystko jest cały czas w sferze rozważań. Teraz też jest założenie, że coś takiego się stanie w środku pola, żeby było miejsce dla jednego młodego otoczonego starszymi zawodnikami. Zobaczymy jak to będzie realizowane, tak czy inaczej problem jest. – mówi nam Kamieniecki.
Dariusz Mioduski mówił kiedyś, że jego marzeniem jest zobaczenie Legii, która gra swoimi wychowankami w Lidze Mistrzów. Na razie te oczekiwania brutalnie weryfikuje rzeczywistość.
Nieudolne naśladowanie wzorów
Połączenie ambicji mistrzowskich z chęcią rozwijania młodzieży to niezwykle trudne zadanie, ale nie jest to niemożliwe. Pokazują to przykłady Dinama Zagrzeb i Ajaxu Amsterdam. Te kluby potrafiły dominować rozgrywki krajowe, jednocześnie wypuszczając w świat piłkarzy, którzy grają obecnie w najlepszych europejskich zespołach. Nie było obaw, że młody piłkarz nie udźwignie gry w wielkim klubie. Jak ktoś pokazywał jakość, dostawał szanse. W swoim drugim sezonie w Dinamie 18-letni Josko Gvardiol zagrał dziewięć meczów ligowych w pierwszym składzie – i to od początku od końca – a jego zespół wygrał mistrzostwo Chorwacji. Mistrzowski Ajax z sezonu 2020/21 wręcz opierał się na nastoletnich graczach. Przykłady można zresztą mnożyć w nieskończoność.
Nazwy Dinama i Ajaxu padają tutaj nie bez powodu – oba kluby stawiane są za wzór przez władze Legii. Nie potrafią one jednak wyciągnąć odpowiednich wniosków z tego, co robiły te drużyny. Gdyby takie Dinamo budowało swoją kadrę tak, jak robi to Legia, piłkarze tacy, jak Luka Modrić, Mateo Kovacić, czy wspomniany wcześniej Gvardiol graliby raczej dla chorwackiej wersji Zagłębia Lubin. W klubach o jasno określonej strategii promowania młodzieży piłkarzom z akademii robi się miejsce. Stają się oni istotną częścią planu na przyszłość. To zaboli kibiców Legii, ale pod tym względem stołeczny klub mógłby się dużo nauczyć od Lecha Poznań, co podkreśla Kamieniecki.
– Po prostu musi być na to plan taki, jak w Lechu, który długo ogrywał swoich zawodników, prowadził ich różnymi drogami. Przykład Filipa Marchwińskiego, którego też za chwilę nie będzie w Polsce. To jest case chłopaka, który strzelił gola Legii, był uznawany za wybitny talent, a potem zniknął na kilkanaście miesięcy. Tam też były różne pomysły. Chciano go wypożycza, on sam nie chciał odchodzić, ale finalnie przez dobrą pracę i cierpliwość okazało się, że ten gość może się wybić nawet do reprezentacji Polski. To nie kwestia nieufności wobec zawodników, tylko zaufania wobec własnej idei wprowadzania młodzieży. Na to musi się złożyć wiele czynników. Musi być trener, który chce to robić. Wydaje się, że będzie teraz o to ciut łatwiej, niż za Kosty Runjaicia. Kostę możemy ocenić w ten sposób, że nie był szkoleniowcem chętnym do dawania szans młodzieży. Do tego dojść otoczenie, środowisko, odpowiednia praca nad innymi aspektami. – tłumaczy.
Tymczasem w Legii to miejsce w składzie, które mogłoby należeć do jakiegoś wyróżniającego się nastolatka, często przypada „zapchajdziurom”, których w ostatnich latach pojawiło się sporo. Gil Dias, Robert Pich, Makana Baku, Lirim Kastrati, Lindsay Rose, Igor Charatin, Mattias Johansson… dużo tego, a mówimy przecież o piłkarzach, którzy przyszli na Łazienkowską już po ukończeniu budowy Legia Training Center. Każdy z tych zawodników miał dać jakość, która zapewni Legii osiągnięcie swoich doraźnych celów. Szybko stało się jasne, że z tej grupy nikt nie przeskoczy pewnego poziomu. Legia to dla tych piłkarzy nic innego, jak kolejny przystanek.
Nie ma się co dziwić, że niektórzy mówią „dość”, i po wielu miesiącach czekania na swoją szansę odchodzą z Legii przy pierwszej możliwej okazji. Ciężko stwierdzić, ile milionów euro Legia straciła przez swoje błędy – bo ci piłkarze, którzy podjęli ryzyko zaczęli być tyle warci już w innych klubach.
Klub, który szkoli dla innych
To niesamowite, ale Legia Training Center, czyli obiekt, który kosztował 80 milionów złotych i jest uważany za najnowocześniejszy ośrodek w tej części Europy, wciąż czeka na swoje „success story”. Ba, on czeka na jakiekolwiek uzasadnienie tak wielkiego wydatku. Wygląda to trochę tak, jakby Legia wyrzuciła w błoto większość swojego rocznego budżetu.
Odkąd powstało LTC, Legia prawie co roku daje losowym klubom Ekstraklasy któregoś ze swoich juniorów w prezencie. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na serię z lat 2020-2022, w których Legia straciła trzon całego pokolenia.
- 2020: Mateusz Praszelik (Śląsk Wrocław, rocznik 2000)
- 2021: Ariel Mosór (Piast Gliwice, 2003), Łukasz Łakomy (Zagłębie Lubin, 2001)
- 2022: Szymon Włodarczyk (Górnik Zabrze, 2003)
Praszelik, Włodarczyk i Łakomy swoją dobrą grą zapracowali na wyjazd za granicę. O odejściu Mosóra z Piasta mówi się od dłuższego czasu. Cała czwórka jakoś sobie poradziła po odejściu z Legii. Warszawski klub może niby powiedzieć, że dobrze szkoli piłkarzy – tylko co z tego, skoro klub nic z tego nie ma? Z samego szkolenia nic nie wynika, ponieważ Legia wciąż popełnia te same błędy. Nie ma żadnego planu na to, jak ułatwić najbardziej utalentowanym zawodnikom przeskok z piłki juniorskiej do seniorów.
Jakby tego było mało, do Praszelika, Mosóra, Łakomego i Włodarczyka niedługo mogą dołączyć dwa kolejne nazwiska – Szymon Grączewski i Filip Rejczyk. Pierwszy z nich zapewne pójdzie w ślady Szymona Włodarczyka i trafi do Górnika Zabrze. Drugi to z kolei jeden z największych polskich talentów w swoim roczniku. Rejczyk był dyrygentem kadry U-17, która swoją grą na zeszłorocznych Mistrzostwach Europy porwała kibiców. Mógł automatycznie przedłużyć kontrakt, który wygasa w tym roku, lecz tego nie zrobi, ponieważ… nie zagrał wystarczającej liczby minut. Na domiar złego Legia ściąga latem kolejnego piłkarza do środka pola. Jest nim grający obecnie w Ludogorcu Razgrad Claude Goncalves, który w zeszłym miesiącu skończył 30 lat. Kurtyna.
Ale czy Legia słusznie obawia się odważniejszego postawienia na młodzież w obawie o to, że odbije się to na wynikach sportowych? Znów Kamieniecki:
– Generalnie Legia to nie jest klub, w którym każdy młody się wybije. Nie da się uniknąć sytuacji, że ktoś będzie dojrzewał i rósł w innym środowisku. Popatrzymy przykładowo na bramkarzy. W momencie, w którym w podobnym czasie ma się Misztę, Tobiasza, Kobylaka, Kikolskiego i Kochalskiego, to nie mogą wszyscy grać w Legii. Nie da się tego zrobić. Kluczem w takich sytuacjach jest tworzenie sobie opcji na przyszłość, czy to przez wypożyczanie zawodników, czy przez sprzedaż z klauzulami typu kwota odkupu. Ktoś musi wyciec poza Legią i dojrzewać poza tym klubem. Do tego dochodzi kwestia tego planu. Wszystko musi być jasno przedstawione. Kiedy młodzi nie debiutują w Legii, to jednocześnie przestają ufać, że mogą tutaj cokolwiek osiągnąć. Za chwilę będzie kolejny przykład Szymona Grączewskiego, który uchodził za bardzo utalentowanego zawodnika, a lada moment będzie grał w innym klubie. Może się wybije, może nie, lecz na pewno będzie mu o to łatwiej poza Legią. Legia musi zacząć stawiać na młodzież, jeśli chce mieć dalszy potencjał sprzedażowy, bo transferami zewnętrznymi nie da się tego ciągle robić. – mówi.
O podejściu Legii do swojej młodzieży dużo mówi przypadek Dominika Szali. Mało kto wie, że do lipca 2022 młody obrońca Górnika był zawodnikiem „Wojskowych”. Podczas pobytu w Legii Szala nie był jednak włączony do składu rezerw stołecznego klubu. Przebicie się do seniorskiej drużyny zabrzan zajęło Szali nieco ponad rok. 18-latek ma za sobą naprawdę dobre wejście do Ekstraklasy. Dzięki swoim występom w Górniku Zabrze trafił nawet do notesu Michała Probierza.
Sam Szala w wywiadzie dla Łączy Nas Piłka podał powody swojej decyzji o przejściu do Górnika.
– Legia jest bardzo dużym klubem, w którym wyjątkowo ciężko jest się przebić. A zbliżałem się do momentu, kiedy trzeba o tym poważnie myśleć. Widziałem, że do drużyny rezerw sprowadzani są doświadczeni zawodnicy, a dodatkowo na mecze 3. ligi często schodzą piłkarze z pierwszego zespołu. Nie było realnych perspektyw, aby zacząć grać czy nawet trenować z seniorami, dlatego szybko podjęliśmy z rodzicami decyzję o powrocie na Śląsk. – mówił w wypowiedzi z września zeszłego roku.
Wynika z tego, że rezerwy Legii powtarzają błędy pierwszego zespołu. Władzom klubu marzy się, by drugi zespół awansował na poziom centralny. Nie udało się tego dokonać grając młodymi talentami, a ponieważ w warszawskim klubie wszystko musi być „na już”, powstała ekipa o najwyższej średniej wieku w pierwszej grupie III ligi. Latem rezerwy Legii wzmocnił 33-letni Michał Kucharczyk, jego rówieśnik Damian Byrtek, a także 27-letni Adam Ryczkowski. Nawet na czwartym poziomie rozgrywkowym wyżej w hierachii są starsi gracze.
Legia może z tego wszystkiego wyciągnąć smutny dla niej wniosek – obecnie nie ma wielu gorszych miejsc w Polsce dla młodych piłkarzy. Tam się nie idzie po to, by się przebić do pierwszego składu, bo to graniczy z cudem. W Legii młodzieżowcy ratowani są tylko przez zainteresowanie innych klubów.
Walka o tożsamość
Ten sezon może być dla Legii katastrofalny, jeśli chodzi o klubowe finanse. Wiele wskazuje na to, że spełni się scenariusz, w którym „Wojskowi” nie znajdą się na podium Ekstraklasy, a co za tym idzie, nie awansują do europejskich pucharów. To byłby wielki cios dla klubu, który według sprawozdania finansowego ze stycznia tego roku posiada długi o wysokości 200 milionów złotych.
Jakby tego było mało, Legia nie uniknie zapłacenia kary za niewypełniony limit młodzieżowców. Z budżetu „Wojskowych” ucieknie minimum 500 tysięcy złotych. To kolejny niepotrzebny wydatek, którego zdecydowanie można było uniknąć. Ten Titanic – w przeciwieństwie do tego prawdziwego – widział lodowiec z wielu kilometrów, a i tak się z nim zderzył. W sytuacji, gdy to właśnie Legia posiada najnowocześniejszy ośrodek treningowy w tej części Europy, coś takiego nie powinno w ogóle mieć miejsca.
Wydaje się, że nie ma lepszego momentu na to, by władze klubu zmieniły strategię. To będzie jednak wymagać od pionu sportowego całkowicie nowej koncepcji. Dobrym początkiem było zatrudnienie Goncalo Feio, który przez lata pracował w akademii stołecznego klubu. Zatrudnieniem Portugalczyka zarząd stołecznej ekipy nieco naprawił swoje błędy z przeszłości. Momentami można było mieć wrażenie, że Legia przy wyborze trenera nie próbuje nawet wziąć pod uwagę tego, jak dany szkoleniowiec podchodzi do młodszych zawodników.
Stanisław Czerczesow mówił, że „Legia to nie przedszkole”. Kosta Runjaić po porażce z Koroną Kielce rzucił, że „Legia musi funkcjonować w terażniejszości”. W wywiadzie dla Kanału Sportowego z lipca 2022 Aleksandar Vuković odniósł się do kwestii Igora Strzałka. Wielu kibiców Legii widziało młodego pomocnika w pierwszym składzie. Sam „Vuko” mówił, że to gracz o dużym potencjale, zaznaczał, że potrzebuje minut, jednocześnie mówiąc, że „Legia nie jest miejscem na to, by je zbierać”.
Z tematem młodzieżowców musi mierzyć się każdy, kto przychodzi do Legii. To element, na który stale naciskają kibice. Oni potrafią być niezwykle wymagający, ale co do jednego mają rację – do stworzenia prawdziwej więzi pomiędzy kibicami, a drużyną potrzebne jest coś więcej, niż dobrzy piłkarze. Potrzebna jest znajoma twarz, autentyczna historia i wspólny cel.
– Legia traci przede wszystkim potencjalną jakość. Z czasem młody, utalentowany piłkarz może rozwinąć się w gracza pierwszego zespołu. Wtedy będzie gwarantował odpowiedni poziom. Teoretycznie Legia traci możliwość posiadania dobrego zawodnika za relatywnie małe pieniądze. Do tego dochodzi kwestia tożsamości. Często ci młodzi piłkarze są mniej lub bardziej zakochani w tych klubach, w których spędzają trochę czasu. Jest bardzo wiele wypowiedzi o spełnieniu marzeń poprzez debiut. Mógłby to powiedzieć Igor Strzałek, Maciej Rosołek, a także Kacper Tobiasz. Oni na pewno będą chcieli dać z siebie więcej. To fajna rzecz dla kibiców, że dostają piłkarza wychowanego w „legijnym” duchu. – podsumowuje Kamieniecki.
Przez swoje fatalne decyzje w ostatnich latach Legia stopniowo traci wszystko, co kiedyś miała. Stołeczny klub nie zdobył mistrzostwa Polski od trzech lat. Gra w Europie stoi pod znakiem zapytania. Gdzieś poza tabelą Ekstraklasy toczy się walka o tożsamość drużyny. Paradoksalnie to ona może okazać się najważniejsza.