Andrew Nembhard na zwycięstwo
Obrońca gospodarzy trafił fantastyczną trójkę na 16 sekund przed końcem przy remisie 106:106. Do tego momentu miał spore problemy ze skutecznością. Jeśli Knicks mieliby sobie wybrać kogoś do oddania takiego rzutu, to pewnie postawiliby… właśnie na 24-latka. Ten znalazł się w bardzo trudnej sytuacji i musiał rzucać niemal równo z syreną odmierzającą czas akcji. I to z ponad dziewięciu metrów, robiąc jeszcze kilka kroków w tył za linią rzutów za trzy punkty.
Nembhard trafił ku radości kibiców Pacers. Jak się okazało po meczu, w swojej karierze nie miał jak dotychczas trafienia z takiej odległości! Spotkanie zakończył z dorobkiem pięciu punktów, trafiając tylko dwa z ośmiu rzutów. W najważniejszym momencie się jednak nie pomylił, a Pacers dzięki jego trójce wygrali 111:106 i po raz pierwszy w serii pokonali Knicks. Po trzech starciach przegrywają 1-2, ale następny mecz – w niedzielę o godzinie 21:30 – odbędzie się w Indianapolis.
Przebudzenie Haliburtona
W piątek kibice dostali kolejną odsłonę niezwykle zaciętej rywalizacji między dwoma zespołami, które robią, co mogą, by ograć rywala. Po stronie Knicks błyszczał przede wszystkim Donte DiVincenzo, bo w drodze do 35 punktów trafił aż siedem trójek. Jego wyczyn wyrównał Tyrese Haliburton. Lider gospodarzy w końcu pokazał się ze znakomitej strony i trzecie spotkanie serii zakończył z dorobkiem 35 punktów (14-26 z gry) oraz siedmiu asyst.