HomePiłka nożnaGutka: Sąd na Erikiem Ten Hagiem. Czy Manchester United potrzebuje kolejnej zmiany?

Gutka: Sąd na Erikiem Ten Hagiem. Czy Manchester United potrzebuje kolejnej zmiany?

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Porażka 0:4 z Crystal Palace postawiła Manchester United w najtrudniejszym położeniu w tym sezonie, choć już wcześniej wpadek nie brakowało. I choć Erik Ten Hag bije niechlubne rekordy, to sam twierdzi, że jest najlepszym człowiekiem do tego, by dalej prowadzić drużynę. Nie wszyscy – mówiąc delikatnie – są do tego przekonani.

Erik ten Hag

Erik ten Hag. Fot. Craig Thomas/News Images/SIPA USA/PressFocus

Czego można zazdrościć Crystal Palace?

Już na podstawie kilku ostatnich meczów można było bić na alarm, ale to, co zdarzyło się w poniedziałkowy wieczór na Selhurst Park, rozpaliło pożar wokół Erika Ten Haga na dobre. Manchester United przegrał z Crystal Palace w najwyższych rozmiarach w tym sezonie i nawet nie chodzi o wynik, a o wrażenie, jakie po sobie pozostawiły Czerwone Diabły. Gospodarze rzucili się do ataku od samego początku, z łatwością tworzyli sobie kolejne sytuacje, a obrona MU spisywała się fatalnie. Już do przerwy przy prowadzeniu Crystal Palace 2:0 wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty i prędzej zanosiło się na to, że to ekipa Olivera Glasnera podwyższy prowadzenie, a nie na comeback gości. Skończył się zwycięstwem Orłów 4:0, a i tak mogło być gorzej.

Ten, kto śledzi Premier League wnikliwie, nie był zapewne zbyt zaskoczony – i to chyba najgorsze, co może usłyszeć Ten Hag. Crystal Palace jest uskrzydlone zmianą menedżera. Glasner poprowadził tę drużynę w jedenastu meczach ligowych i przegrał tylko trzy razy. Mecz z MU był piątym z rzędu bez porażki i w trakcie tej serii Orły pokonały Liverpool (1:0), West Ham (5:2) czy Newcastle (2:0). W poniedziałek Michael Olise, Jean-Philippe Mateta, Eberechi Eze, Daniel Munoz i Adam Wharton robili, co chcieli. Słowa Ten Haga sprzed kilku o tym, że jego zespół należy do najbardziej ekscytujących w Premier League, znów wracały jak koszmar, bo to Crystal Palace zagrało tak, jak Holender zapowiadał, że będzie wyglądał jego Manchester United – agresywnie doskakiwali do rywali, szybko wychodzili z atakami, a te okrasiły duże indywidualne umiejętności graczy ofensywnych. Kibice Czerwonych Diabłów mogli patrzeć na to z zazdrością, o ile na pewnym etapie meczu zwyczajnie nie dali sobie spokoju z oglądaniem.

Absencje i męczarnie

Owszem, na usprawiedliwienie Ten Haga można znaleźć argumenty i obrońców menedżera nie brakuje. To był pierwszy mecz w karierze Bruno Fernandesa na Wyspach, który Portugalczyk opuścił z uwagi na kontuzję. Już to zwiastowało kłopoty, bo Bruno to czołowy kreator drużyny, jej najlepszy strzelec i lider na boisku. Nieraz wytyka mu się, że niepotrzebnie upomina kolegów publicznie i nie należy on do najbardziej lubianych zawodników przez kibiców innych klubów, jednak trudno odmówić mu piłkarskiej klasy i tego, że potrafi pociągnąć za sobą zespół. Jego absencja nie była też jedyną – na Selhurst Park zabrakło Marcusa Rashforda czy Scotta McTominaya, a całkowicie przetrzebiona jest obrona. Ten Hag na środku defensywy wystawił parę Jonny Evans i Casemiro, bo niedostępni są Raphael Varane, Harry Maguire, Victor Lindelof, Luke Shaw, Lisandro Martinez i Willy Kambwala. Przez to w tej formacji wystawił już 30 różnych kombinacji od początku sezonu.

Ktoś mógłby zwrócić uwagę, że przecież to była pierwsza porażka MU po pięciu meczach, a jeszcze po drodze udało się awansować do finału FA Cup po raz drugi z rzędu. To jednak spojrzenie płytkie, bo nawet w trakcie ostatniej serii zespół był chwiejny i męczył się ze słabszymi rywalami. Tydzień wcześniej zremisował z Burnley (1:1), a szykujący się do spadku zespół Vincenta Kompany’ego miał na Old Trafford wyższe posiadanie piłki i stworzył kilka bardzo obiecujących szans. Przedtem wygrał 4:2 ze zdegradowanym już Sheffield United, jednak do 61. minuty przegrywał 1:2. Wtedy pelerynę superbohatera przywdział Bruno, zdobywając dwie bramki i asystując przy kolejnej.

Półfinał FA Cup też przyniósł niespodziewane nerwy. W starciu z drugoligowym Coventry City Manchester United roztrwonił prowadzenie 3:0, zrobiło się 3:3 i potrzebna była dogrywka, a tam minimalny spalony uchronił faworytów od porażki. Czerwone Diabły potrzebowały rzutów karnych, by ostatecznie awansować.

Czy to na pewno rozrywka?

To po tym spotkaniu zaczęło kipieć, mimo że przecież udało się wygrać. Kilka dni po awansie Ten Hag został zapytany na konferencji prasowej, czy czuje zażenowanie przez to, że jego piłkarze tak bardzo męczyli się z drugoligowcem i wypuścili komfortowe prowadzenie.

– Nie, to wasza reakcja jest żenująca – wypalił Holender, sięgając po wzorce nakreślone niegdyś przez Michała Kucharczyka, a później ignorował pytania dziennikarzy, którzy po meczu z Coventry City go skrytykowali.

Nie po raz pierwszy w tym sezonie menedżer brał w obronę swoich zawodników i pewnie wielu zrobiłoby tak na jego miejscu, ale to nie jest pierwszy przypadek, gdy Ten Hag bojowo podchodzi do mediów. Wiele razy mówił rzeczy, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością albo krytykował sędziów, nawet jeśli MU przegrywał wyraźnie i nie przez kontrowersyjne decyzje. Wypowiedziane po meczu z Burnley słowa, gdy zarzucono Ten Hagowi, że jego drużyna nie ma własnego wyraźnego stylu gry i nie zbudza emocji, to kolejny tego przykład.

– Jesteśmy jedną z najbardziej dynamicznych i gwarantujących rozgrywkę ekip w Premier League. Tworzymy sobie mnóstwo okazji, grając dobrą piłkę. Każdy przyjmuje strzały na własną bramkę, ale tylko kiedy nam się to zdarza, jest to dziwne – powiedział 54-latek.

Najgorsza obrona od prawie pół wieku

Poniekąd Ten Hag ma rację. Mecze z udziałem jego drużyny to zawsze gwarancja emocji, bo nigdy nie wiadomo, czego się po niej spodziewać. Tyle że chyba nie o taką rozrywkę chodzi kibicom i takie wypowiedzi budzą jedynie antypatię wobec trenera. Bawią się widzowie neutralni i ci, którzy Czerwonych Diabłów nie lubią, a Holender bije kolejne niechlubne rekordy.

Porażka z Crystal Palace była już trzynastą w tym sezonie ligowym. Nigdy w historii MU nie miał ich aż tyle. Przez to spadł na ósme miejsce w tabeli, a nigdy erze Premier League nie finiszował tak nisko. Ich bilans bramkowy wynosi -3 i od 35 lat MU nie kończył sezonu na minusie pod tym względem. To efekt tego, że zespół stracił aż 81 goli we wszystkich rozgrywkach. To najgorszy wynik klubu od 47 lat, gdy był dwa sezony po awansie z drugiej ligi.

To jednak nie koniec listy wstydu. Występy w fazie grupowej Ligi Mistrzów to już dość odległa przeszłość, jednak tam w rywalizacji z FC Kopenhaga, Bayernem Monachium i Galatasaray ekipa Ten Haga zajęła ostatnie miejsce i straciła rekordowe dla angielskiego klubu 15 goli.

Holender broni się, mówiąc, że nie może wystawić optymalnego składu. Przez cały sezon Manchester United trapią kontuzje i niedawno Ten Hag przyznał, że przez ponad półtora roku pracy na Old Trafford ani razu nie mógł wystawić swojej najlepszej możliwej jedenastki. Rzecz w tym, że 54-latek nie jest tu bez winy. Lisandro Martinez doznał kontuzji we wrześniowym starciu z Brighton (1:3) i gdy tylko był ponownie dostępny, Ten Hag wrzucił go do pierwszego składu, co od razu spowodowało odnowienie się urazu. Argentyńczyk, który w poprzednim sezonie był kluczowym graczem, rozegrał tylko dziewięć meczów w lidze.

Podobna historia dotyczy Shawa. Anglik wypadł w trzeciej kolejce przez uraz uda, pauzował przez trzy miesiące, od razu wrócił do podstawowego składu i po sześciu kolejkach znów złapał kontuzję. Pauzował już krócej, a gdy był gotowy do gry, Ten Hag dał mu zagrać dwa razy po 90 minut w odstępie trzech dni. W następnym spotkaniu z Aston Villą (2:1) Shaw zszedł już w przerwie, jego występ tydzień później z Luton (2:1) stał pod znakiem zapytania, jednak menedżer uznał, że go wystawi i to się zemściło. Lewy obrońca znów musiał być zmieniony po pierwszej połowie i od tego czasu nie zagrał, a przy okazji może stracić Euro 2024. Zresztą tak duża fala kontuzji sprawiła, że sir Jim Ratcliffe, który niedawno wykupił 25% udziałów klubu i zapewnił sobie zarządzanie stroną sportową, nie tylko wnikliwie przewietrzy gabinety działaczy na Old Trafford, ale również sztabu medycznego.

Jak właściwie gra MU?

Ten Hag źle zarządza kadrą, a na domiar złego nie potrafi wypracować zapowiadanego stylu gry. Latem przekonywał, że MU ma wszystko, żeby być „najlepszą na świecie drużyną faz przejściowych”. Twierdził, że atutem jego drużyny ma być agresywny pressing prowadzący do szybkich ataków, a w nich błyszczeć powinni tacy gracze jak Bruno Fernandes, Antony i Rashford. Do pierwszego nie można mieć zarzutów, drugi na pierwszą asystę w tym sezonie Premier League czekał do 4 kwietnia, a na pierwszego gola do 27 kwietnia, a trzeci kompletnie stracił formę. Poprzedni sezon był dla Rashforda najlepszym w karierze. Anglik strzelił 30 goli na wszystkich frontach. Obecnie ma ich osiem.

Trudno w zasadzie zdefiniować, jak gra Manchester United. W odbiorach w tercji atakowanej długo faktycznie przewodził w Premier League, jednak z miesiąca na miesiąc spadał w tej klasyfikacji. Mimo zapewnień Ten Haga, przez kilkanaście pierwszych kolejek sezonu nie zdobył bramki po odbiorze blisko pola karnego przeciwnika. Często wygląda to tak, jakby do pressingu wysłani zostali tylko gracze ofensywni, za którymi nie podążają pomocnicy, a obrona gra blisko własnego pola karnego. Przez to powstają ogromne przestrzenie do wykorzystania przez rywali, co pokazało wiele ekip, a w poniedziałek bezlitośnie wykorzystywało Crystal Palace.

MU często gra bojaźliwie, pod wodzą Ten Haga fatalnie spisuje się przy stałych fragmentach w ofensywie oraz w defensywie i zwykle czeka na kontry. Według posiadania piłki jest dziesiąty w lidze. Rywale oddają średnio na jego bramkę prawie 17,5 strzałów na mecz, co stawia Czerwone Diabły tylko ponad Sheffield United. W tym sezonie w lidze więcej minut drużyna Ten Haga spędziła przegrywając niż prowadząc. To jest futbol „underdoga”, który prowadzi do ogromnej frustracji kibiców, a słowa menedżera o tym, że przecież fani oglądają ekscytujące mecze, tylko potęgują to uczucie.

Transferowa lista wstydu

Holender może zasłaniać się tym, że nie może ustawić jedenastki tak, jak tego by chciał, ale musi wziąć odpowiedzialność za to, co zespół pokazuje na boisku. Na Selhurst Park spośród graczy, którzy wyszli od początku, siedmiu zostało sprowadzony przez niego w dwóch ostatnich letnich oknach transferowych. Łącznie 54-latek sprowadził na Old Trafford za blisko 400 milionów funtów i dokonał wielu zmian, a udanych zakupów nie ma zbyt wiele.

W bramce sprawdza się Andre Onana, zdrowy Lisandro Martinez zapewnia defensywie odpowiednią agresywność i pozwala grać wyższym pressingiem, potencjał ma Rasmus Hojlund, na którego wydano ponad 70 mln funtów… A poza tym? 60 mln funtów za Masona Mounta nie wygląda dobrze, ale Anglik też długo leczył kontuzję. Kompromitujące występy zalicza Casemiro, który na Selhurt Park był mijany dryblingiem przez zawodników Crystal Palace aż ośmiokrotnie – najwięcej spośród wszystkich graczy w jakimkolwiek meczu Premier League w tym sezonie. Nad transferem Antony’ego za 90 mln już nawet szkoda się pastwić. Na plus można zaliczyć Ten Hagowi wprowadzenie do zespołu Kobbiego Mainoo, Alejandro Garnacho czy Willy’ego Kambwali, ale ich akurat nie kupował, tylko wychowała ich legendarna klubowa akademia. Nadspodziewanie dobrze prezentują się ten McTominay i Maguire, czyli piłkarze, których… latem menedżer chciał się pozbyć.

Gorący i chwiejny stołek

54-latek podtrzymuje, że nadal jest najlepszym człowiekiem do tego, żeby prowadzić dalej Czerwone Diabły i przez jego wypowiedzi z ostatnich tygodni przebijał się ton, który sugerował, że tak pozostanie. Ten Hag rozmawiał już z Ratcliffem, mówił, że ma z nim dobre relacje i spotkania były konstruktywne i opowiadał o planach transferowych. Musi sobie jednak zdawać sprawę z tego, że szef firmy INEOS po to chciał zapewnić sobie władzę nad decyzjami sportowymi, by dokonać w klubie wielu potrzebnych zmian. Przez lata w Manchesterze United łatwo było odwrócić uwagę od menedżera czy piłkarzy i skrytykować właścicieli. Rządy rodziny Glazerów nadal kładą się cieniem nad Old Trafford, więc zarzuty wobec nich są całkowicie zasadne, jednak może przecież być tak, że wybór Ten Haga i oddanie mu dużej władzy na rynku transferowym były kolejnymi błędami.

Holender po pierwszym sezonie pracy rozbudził nadzieje, zajmując trzecie miejsce w Premier League, zdobywając Puchar Ligi, czyli pierwsze trofeum od sześciu lat, eliminując Barcelonę w Lidze Europy czy docierając do finału FA Cup. Teraz przez całe rozgrywki jego drużyna nie była w ligowej tabeli wyżej niż szósta, a teraz może finiszować jeszcze gorzej niż w niechlubnym sezonie pracy Davida Moyesa. Z pozytywów z poprzedniego rok zostało dziś bardzo niewiele.

Ponowna zmiana menedżera zapewne zdenerwuje wielu kibiców MU zmęczonych zaczynaniem od zera co kilka lat, jednak trudno znaleźć pozytywy i coś, o co można zaczepić nadzieje. Pozycję w Premier League trzeba ratować w meczach z Arsenalem, Newcastle i Brighton, a potem będzie jeszcze czeka finał pucharu z Manchesterem City. To trudny rozkład jazdy i jeśli Manchester United pokaże symptomy poprawy albo zdobędzie FA Cup, Ten Hag powinien przetrwać do następnego sezonu, ale nawet jeśli tak się stanie, rozpocznie go na bardzo gorącym krześle.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Rodri mówi o swojej przyszłości. Zdradził, gdzie może zakończyć karierę
Władze Romy zrównane z ziemią. Były piłkarz nie bierze jeńców
Lewandowski wybrał swoją “drużynę marzeń”. Nikt z Barcy
Anglicy: Lewandowski na 2. miejscu w wyścigu po Złotą Piłkę 2025! Nieoczekiwany faworyt!
Wyjątkowa historia Basse. Jego mama opowiada, jak trafił do Śląska Wrocław
Robert Lewandowski zagra z Celtą? Poznaliśmy najnowsze informacje
Lechia Gdańsk ma problem. Przegrała z Durmusem w sądzie
Kiedy Rodri wróci do gry? Zdobywca Złotej Piłki zabrał głos
Raków zaprasza na mecz specjalnego gościa. Wielki powrót
Probierz powinien zwrócić na to uwagę. Legenda wytyczyła drogę