HomePiłka nożnaUrban: Marco Reus – Niespełniony

Urban: Marco Reus – Niespełniony

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Nie jestem kibicem Borussii Dortmund, ale w zeszłym sezonie z całego serca życzyłem jej tego mistrzostwa. Powodem był on. Piłkarz tyleż znakomity, co niespełniony. Piłkarz, który miał niemal wszystko, a nie wygrał niemal niczego.

Marco Reus

Marco Reus. Fot. Pro Shots Photo Agency/SIPA USA/PressFocus

Życzyłem tego tytułu Marco Reusowi jak bratu. Zdobyć mistrzostwo z klubem, którego jest wychowankiem, dla miasta, w którym się wychował, dla ludzi, których przez lata spotykał na ulicach – czy może być coś piękniejszego w karierze sportowca? Czy można godniej spuentować swoją karierę? Mistrzostwo Niemiec z późniejszą fetą na dortmundzkim Borsigplatzu odbierałem jako formę zadośćuczynienia za utracone mistrzostwo świata i przegrany finał Ligi Mistrzów. Marco Reus nie stałby się dzięki temu zwycięstwu piłkarzem spełnionym, ale byłby przynajmniej piłkarzem szczęśliwym. Niestety, znów się nie udało. Reus znowu przegrał i znowu o włos. Jak zawsze.

Inny niż inni

Mogę powiedzieć, że uwielbiałem Marco Reusa zanim jeszcze stało się to modne. Jego przenosinom do Borussii Moenchengladbach z drugoligowego wtedy Rot-Weiss Ahlen, towarzyszyło w Gladbach duże poruszenie, bo już wtedy pojawiały się w mediach informacje, że parol na niego zaginał także i Bayern. Reus rozkręcał się z każdym kolejnym sezonem i rósł w oczach tak, jak rosła cała Borussia. Poza boiskiem był co prawda „Pszczółką”, ale na murawie był nieokiełznanym „Źrebakiem”. Nie z krwi i kości, ale z natury. Swoją grą nawiązywał do korzeni tego klubu, uzmysławiał młodszym kibicom, skąd w ogóle wziął się ten „koński” przydomek. Kiedy zrywał się do galopu, pozostawiał za sobą tylko siwy kurz. Był ulotny i nieuchwytny. Jak chwila, którą spędził w Gladbach.

Ktoś powie, że 3 lata to przecież nie chwila. Ale to była chwila. Nie można było się w pełni cieszyć jego grą, golami i asystami, bo z każdym kolejnym zagraniem miało się z tyłu głowy, że za chwilę zerwie się z klubu na dobre. Był nie do zatrzymania, nie tylko dla obrońców przeciwnika.

Pierwsza dekada bieżącego wieku to czas, kiedy niemiecka piłka przechodziła okres transformacji. Po kompromitujących występach na mistrzowskich imprezach w końcówce lat 90-tych, postanowiono przemodelować szkolenie. Te wszystkie Jeremiesy i Janckery odchodziły powoli do lamusa, Niemiecki piłkarz coraz częściej imponował techniką i polotem. Marco Reus wpisywał się w ten trend. Od samego początku był jakiś taki… inny. Szybki, techniczny i nadzwyczaj kreatywny. Był obietnicą i twarzą lepszego jutra. Był piłkarzem ekskluzywnym. Był Rolls-Reusem.

Był dla Niemców jak miś z „Misia”. Oni otwierali nim oczy niedowiarkom i mówili “Patrzcie, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!”. Niestety, Reus miał z naszym słomianym misiem jeszcze jedną wspólną cechę. Był tak samo kruchy. Według danych z Transfermarktu, Marco Reus pauzował w swojej karierze przez 1322 dni. Nawet jeśli te dane są nieprecyzyjne, to i tak można stwierdzić, że na leczenie różnorakich urazów stracił ponad 4 lata. Nie uwzględniam już tego, że przecież każdy uraz zostawia w organizmie jakiś ślad, osłabia go, wytrąca z rytmu i formy. Pomimo tego, Reus cały czas utrzymuje się na względnym topie. Cały czas radzi sobie znakomicie w bardzo wymagającej i fizycznej lidze, a za chwilę może nawet zagrać w finale Ligi Mistrzów.

Twarz Borussii

Z drugiej strony patrząc – Marco Reus z całym swoim piłkarskim życiorysem – idealnie wpisuje się w rolę symbolu, czy nawet legendy Borussii Dortmund. Jedno i drugie generowało przez lata przeplatające się nawzajem sprzeczne emocje. Podziwiałeś ich, by za minutę im współczuć. Raz byłeś zachwycony, a już za chwilę rozczarowany. Kiedy się śmiali, to już wiedziałeś, że za moment będą płakać. Jeden z niemieckich dziennikarzy stwierdził ostatnio, że Reus to jeden z największych piłkarskich „what-if’sów” w historii światowej piłki. I trudno nie przyznać mu racji. Mówisz Reus i myślisz sobie – co by było, gdyby nie te kontuzje? Gdzie by grał? Co by osiągnął? Sport Bild przygotował niedawno przekrojowy tekst o tym, gdzie Marco Reus mógł w trakcie swojej kariery zakotwiczyć. Wymieniono w nim wszystkie największe kluby Europy, podawano konkretne daty, kwoty i zdarzenia, które mogły doprowadzić do transferu. Z różnych przyczyn nie trafił jednak ani do Bayernu, ani do swojej ulubionej Barcelony, ani do Realu, ani do Manchesteru City, ani do PSG.

Chichotem losu jest fakt, że Kevin Grosskreutz czy Erik Durm są mistrzami świata, a Marco Reus nie jest nawet mistrzem Niemiec. Poza kontuzjami, w karierze ominęło go niemal wszystko. Jeśli więc na ostatniej prostej jego dortmundzkiej przygody, jest choć cień nadziei na to, by wygrał coś wielkiego, to jako wielbiciel jego talentu, trzymam za to kciuki z całej siły. W barwach BVB zagrał jak dotąd 425 razy i 299 razy strzelał gola lub notował asystę. Średnio co 105 minut podrywał kibiców Borussii z siedzeń i foteli. Niewiarygodny wyczyn, jak na 12 lat grania dla tego klubu. Niech więc zamknie tę trzecią setkę, a najlepiej niech od razu otworzy czwartą. Najlepiej już jutro. Nie ma już na co czekać. Reus rzadko kiedy miał okazję bywać dumny po ostatecznym zwycięstwie. Zawsze i niezłomnie pozostawał jednak Borussii wierny po porażkach. Niech choć raz będzie inaczej. Niech odejdzie z klubu w wielkiej chwale, jak na prawdziwą legendę przystało.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Haaland zabrał głos ws. Guardioli! Wielkie słowa Norwega
Miał być niewypał, a będzie jedenastka sezonu? Życiowa forma Moisesa Caicedo
Mourinho skontaktował się z Amorimem! Chodzi o pracę w Manchesterze United
Piast Gliwice nad przepaścią! Los klubu w rękach radnych
Papszun ocenił grę reprezentacji Polski. Odniósł się do słów Probierza
Leonardo Rocha ma w czym wybierać. Chętni tłumnie pojawią się w Radomiu
Flick odpowiedział na słowa Messiego. Szybka reakcja
Lechia Gdańsk w końcu wygra? “Zrobimy wszystko, aby wygrać”
Pogoń czeka na pierwszą wyjazdową wygraną. Wracają ważny zawodnicy
Ruben Vinagre był namawiany na Ekstraklasę już wcześniej. Rodak ujawnia