Zmarnowana szansa Korony Kielce
Obie drużyny przystąpiły do tego meczu w zupełnie różnych nastrojach. Dla Korony Kielce była to szansa na wyjście ze strefy spadkowej. Z kolei Piast Gliwice przyjechał do Kielc po czwarte zwycięstwo z rzędu. W początkowych fragmentach spotkania żadna ze stron nie chciała ryzykować. Na pierwszą naprawdę groźną sytuację trzeba było czekać aż do 28. minuty meczu. Miłosz Szczepański w łatwy sposób minął Piotra Malarczyka, a następnie wyłożył piłkę na tacy Michaelowi Ameyawowi, który wykończył całą akcję wślizgiem.
Korona nie potrafiła przedrzeć się przez szyki gliwiczan. Piłkarze prowadzeni przez Kamila Kuzerę schodzili na przerwę ze stratą jednej bramki, co nie podobało się sfrustrowanym kibicom “Scyzoryków”. Po zmianie stron Piast zamierzał spokojnie utrzymać się na prowadzeniu dzięki dobrej grze w defensywie. Podopiecznym Aleksandara Vukovicia udało się realizować ten plan do 63. minuty meczu. Po faulu Tomasza Mokwy na Adrianie Dalmau na wapno wskazał Szymon Marciniak. Sam poszkodowany wykorzystał “jedenastkę”, choć trzeba przyznać, że Frantisek Plach wyczuł intencje Hiszpana. Po tym golu kielczanie nieco odważniej ruszyli do przodu, lecz nadal nie przekładało się na to na konkrety.
W końcówce meczu bliżej objęcia prowadzenia byli goście. Po zagraniu Arkadiusza Pyrki piłka niespodziewanie trafiła do Jakuba Czerwińskiego, lecz doświadczony obrońca skierował futbolówkę obok słupka. W doliczonym czasie gry jedni i drudzy próbowali dostarczyć kibicom emocji, lecz spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1.
Taki rezultat z pewnością bardziej ucieszy Piasta, który zajmuje obecnie 11. miejsce w tabeli Ekstraklasy. Drużyna z Gliwic jest już raczej pewna utrzymania. Tego samego nie może powiedzieć Korona Kielce. “Złocisto-krwiści” zmarnowali idealną okazję na wyjście ze strefy spadkowej. Na cztery kolejki przed końcem sezonu piłkarze Kamila Kuzery tracą punkt do znajdującej się na bezpiecznym miejscu Puszczy Niepołomice. Coraz bardziej prawdopodobne jest to, że Korona pożegna się z Ekstraklasą po dwóch latach.