HomePiłka nożnaUrban: Safari w Bawarii. Kogo upoluje Max Eberl?

Urban: Safari w Bawarii. Kogo upoluje Max Eberl?

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Kiedy Oliver Kahn obejmował posadę szefa Bayernu, miał jasną wizję tego, jak powinien wyglądać początek jego pracy. Na poznanie pracowników klubu, audyt dokumentów i wdrożenie się w trwające procesy – wewnętrzne i zewnętrzne – dawał sobie kilka miesięcy. Max Eberl miał na to może kilka godzin.

Max Eberl

DPA Picture Alliance/Alamy

Nowy dyrektor sportowy Bayernu, a precyzyjniej mówiąc – członek zarządu do spraw sportowych – z miejsca musiał wejść na wysokie obroty. Zanim jeszcze oficjalnie objął swoją funkcję, Bayern zdołał poinformować o tym, że z końcem sezonu rozstaje się z trenerem Thomasem Tuchelem. Eberl natychmiast przystąpił do działania, ale bardzo szybko przekonał się, że misja ściągnięcia nowego trenera do Monachium będzie trudniejsza, niż mógł się spodziewać. I to z kilku powodów. 

Trudna praca Eberla

Po pierwsze – nazwa „Bayern” lekko się w ostatnim czasie zdewaluowała, przynajmniej jeśli chodzi o rynek trenerski. Bayern nie jest klubem, który wybacza błędy, w którym trener dostaje czas na zaimplementowanie swoich idei. Po jednej porażce ma się na głowie wszystkie niemieckie media sportowe, po drugiej pada słowo kryzys, a po trzeciej cały kraj się zastanawia, czy nie czas na zmiany, bo obecny trener nie daje rady. Od 2016 do 2024 (wliczając Tuchela), a więc w ciągu 8 sezonów, Bayern „zużył” aż 6 trenerów i to raczej nieprzypadkowych. Nie jest więc tak, że trenerzy, słysząc dziś, że chce ich Bayern, dostają gęsiej skórki i szukają w popłochu telefonu do firmy przeprowadzkowej. 

Po drugie – w Monachium jest wiele ośrodków decyzyjnych. Trener ma nad sobą nie tylko tych, którzy formalnie są jego zwierzchnikami, a więc w chwili obecnej dwóch dyrektorów sportowych – Maksa Eberla i Christopha Freunda, czy szefa zarządu – Jana-Christiana Dreesena, ale także „szare eminencje” klubu – Ullego Hoenessa i Karlheinza Rummeniggego, którzy z tylnego siedzenia (mają miejsca „jedynie” w radzie nadzorczej klubu) wciąż jeszcze pociągają za wiele sznurków, a ich słowa ważą bardzo wiele. To sprawia, że autonomii w działaniu nie ma nie tylko sam trener, który ma relatywnie niewielki wpływ na transfery, a więc i na kształt kadry, z którą ma osiągać sukcesy, ale nawet i dyrektorzy sportowi.

Co z tego, że Eberl rozmawiał z Nagelsmannem o nowej, trzyletniej umowie, omawiał z nim wstępnie transfery i pytał o to, jak ma wyglądać przebudowa, skoro działał bez przyzwolenia góry? Eberl i Freund mieli pełne przekonanie do Nagelsmanna i chcieli jego powrotu, ale natrafili w klubie na mocną opozycję, choćby w postaci głosu sprzeciwu wspomnianego wyżej Rummeniggego. Nagelsmann był skory do powrotu (w przeciwnym razie nie podejmowałby tak daleko idących rozmów), ale doszło do niego, że Eberl działa bez „glejtu”, postanowił więc się wycofać i pozostać przy kadrze. 

Po trzecie – Bayern ma swoje wymagania w stosunku do nowego trenera. Eberl co prawda zaprzecza, że język niemiecki jest warunkiem sine qua non, to jednak jeśli porozmawia się z dziennikarzami bądź ekspertami będącymi blisko klubu można wywnioskować, że jest to niezwykle istotny aspekt, może nawet kluczowy. Choćby dla Ulego Hoenessa, który chce mieć możliwość nieskrępowanej językowo komunikacji z człowiekiem, który prowadzi „jego” drużynę. Z tego też też powodu, taki Zinedine Zidane nie jest na chwilę obecną rozpatrywany w gronie potencjalnych kandydatów do poprowadzenia Bayernu w nowym sezonie. To też jeden z głównych powodów, dla których w Monachium zainteresowano się Ralfem Rangnickiem. Według niemieckich mediów, to dziś główny faworyt w wyścigu po posadę w Bayernie. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że w zasadzie brakuje już tylko jego podpisu na umowie.

Rangnick w Bayernie?

Dziennikarze Bilda, prowadzący codzienny podcast Stammplatz, w którym dyskutują o bieżących wydarzeniach w lidze, poprosili kibiców Bayernu o opinię na temat tego, czy ich zdaniem Ralf Rangnick w roli trenera Bayernu to dobry pomysł. Otrzymali przeszło 70 głosowych wiadomości. Autorzy dwóch z nich, bez większego przekonania, ale jednak ze względnym optymizmem mówili, że to może się udać. Cała reszta była bardzo jednoznaczna w swym przekazie – Ralf Rangnick nie jest trenerem, który pasowałby do Bayernu. Ja co prawda swojej wiadomości nie nagrywałem, ale gdybym to zrobił, uderzałbym w te same tony.

Ustalmy na początku – Ralf Rangnick to fachowiec pełną gębą. To człowiek, który zbudował potęgi TSG Hoffenheim i RB Lipsk, trener, który przestawiał niemiecki futbol na granie czwórką obrońców w linii. Po grze i wynikach reprezentacji Austrii widać, jak wielki postęp dokonał ten zespół pod jego wodzą. Ale Rangnick to człowiek nieprzejednany i raczej niezdolny do kompromisów. Ranignicka bierzesz z całym dobrodziejstwem inwentarza i dajesz mu dalece posuniętą niezależność (już mówi się o tym, że Ranignick chciałby sobie w kontrakcie zagwarantować większy wpływ na transfery). Możesz być pewien, że nie będzie się bał trudnych decyzji, że ołoży zespół na swoją modłę i jeśli pozwolisz mu pracować tak, jak on chce, prędzej czy później powinienes osiągnąć sukces. Ranignick ma swoje wyobrażenie o tym, jak jego zespół ma grać, ale też i o tym, jak jego piłkarze mają się zachowywać. Nie znosi odstępstw od narzuconych przez siebie norm. W Lipsku zdarzały się sytuacje, kiedy to wyrzucał z kadry meczowej piłkarzy, którzy w tygodniu nie stawili się na lekcji języka niemieckiego.

I o ile w Lipsku można sobie na pewne rzeczy pozwolić, o tyle w Monachium już niekoniecznie. W Bayernie trener musi być nie tyle zarządcą, co moderatorem. Musi umieć sprawnie poruszać się między skrajnie egoistycznie i roszczeniowo nastawionymi do swojej profesji młodzianami. Musi z wyczuciem rozważać, kiedy drużyna potrzebuje kija, a kiedy marchewki. Rangnick wymaga do piłkarzy bezwzględnego posłuszeństwa. To zdaje egzamin w klubach pokroju Lipska czy Hoffenhiem, może się udać w tęskniącym za sukcesami Schalke, ale w Bayernie czy w United pracuje się już nieco inaczej. Kompetencje miękkie są w takich kubach równie ważne, co i przygotowanie taktyczne. Thomas Tuchel też się o tym przekonał na własnej skórze. 

Czy 65-letni Ragnick byłby w stanie zmienić na tyle swoją naturę, by wpasować się do takiego klubu, jak Bayern? Czy byłby w stanie zrezygnować w dużej mierze z tego, co definiuje go jako trenera? A nade wszystko – czy byłby w stanie odejść od redbullowej piłki, której jest propagatorem od kilkunastu, żeby nie powiedzieć od kilkudziesięciu lat? A jeśli nie – czy to jest koncept, który pasuje do takiego klubu, jak Bayern? Można powątpiewać. Bayern nie jest od tego, by tylko wygrywać. Bayern jest od tego, by tłamsić rywala, niszczyć go posiadaniem, wciskać go w jego pole karne i okładać bez zmiłowania. Czy Rangnick jest w stanie zagwarantować taką piłkę?

Redbullowy Bayern?

Zastanawiające tez jest to, pod jaki szablon Max Eberl dobiera sobie kandydatów na nowego szkoleniowca Bayernu. O ile w pełni można było zrozumieć fascynację futbolem spod ręki Xabiego Alonso, o ile zrozumiałem jest kolejne podejście pod Juliana Nagelsmanna, który stara się wytworzyć pomost między posiadaniem a wysoką obroną, o tyle Ralf Ranignick nie przywiązuje wielkiej wagi do trzymania piłki przy nodze.

Dodatkowo przeskok z wizji Alonso na wizję Ranignicka jest trudny do uzasadnienia. Abstrahując już od kompletnie innego sposobu prowadzenia drużyny – to skrajnie inne style grania i inne systemy taktyczne. No i inni wykonawcy. Czy Bayern ma kadrę skrojoną pod grę wściekłym pressingiem? Czy jest gotowy do gry w ustawieniu 4222? Oczywiście, przed Bayernem całe lato, można kadrę przebudować tak, by pasowała ona do wyobrażeń Rangnicka. Pytanie zasadnicze jest jednak takie – czy Bayern z pełnym przekonaniem chce iść tą drogą w przyszłości? Bo przecież kontrakty z piłkarzami podpisuje się zazwyczaj na 5 lat. Co, jeśli po Rangnicku przyjdzie ktoś, kto znów będzie chciał przestawić Bayern na granie bazujące na posiadaniu piłki? Znowu przebudowa i wydawanie kolejnych setek milionów € na transfery?

Pomysł z Rangnickiem udowadnia, że Bayern jest w kropce, a poszukiwanie nowego trenera idzie trudniej niż zakładano. Przypomina ono radosne safari, na które Eberl wybrał się z aparatem fotograficznym. Co prawda chciał sobie porobić zdjęcia z żyrafą, ale skoro jej nie ma, to i słoń będzie dobry. Eberl przebiera w nazwiskach, nie skupiając się chyba za bardzo na tym, co one ze sobą niosą. Kosztem treści wybiera formę. To też pokazuje, w jak trudnym położeniu sam się znalazł.

Inna sprawa, że Ranignick jeszcze się nie określił. Sprawa wciąż pozostaje w zawieszeniu: – Jak Bayern powie, że mnie chce, to ja się zastanowię, czy ja też tego chcę – powiedział w ostatnim wywiadzie dla 90minuten.at przyznając jednocześnie, że jest kontakt między nim a klubem z Bawarii. Bayernowi powoli kończą się opcje, dlatego Ranignick ma mocną pozycję negocjacyjną. Nie można wykluczyć, że zechce raz jeszcze powalczyć o swoje w piłce klubowej, tym bardziej, że Bayern to wciąż jednak duży prestiż. Pytanie jest jednak takie, czy to małżeństwo z rozsądku przetrwałoby próbę czasu. Ja, mówiąc szczerze, mam co do tego wcale nie lekkie wątpliwości. 

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Haaland zabrał głos ws. Guardioli! Wielkie słowa Norwega
Miał być niewypał, a będzie jedenastka sezonu? Życiowa forma Moisesa Caicedo
Mourinho skontaktował się z Amorimem! Chodzi o pracę w Manchesterze United
Piast Gliwice nad przepaścią! Los klubu w rękach radnych
Papszun ocenił grę reprezentacji Polski. Odniósł się do słów Probierza
Leonardo Rocha ma w czym wybierać. Chętni tłumnie pojawią się w Radomiu
Flick odpowiedział na słowa Messiego. Szybka reakcja
Lechia Gdańsk w końcu wygra? “Zrobimy wszystko, aby wygrać”
Pogoń czeka na pierwszą wyjazdową wygraną. Wracają ważny zawodnicy
Ruben Vinagre był namawiany na Ekstraklasę już wcześniej. Rodak ujawnia