Manchester United psuje piłkarzy
Manchester United, niezależnie od aktualnej formy, to wielka piłkarska marka. Czerwone Diabły od przynajmniej kilku sezonów mają problemy ze spełnianiem oczekiwań kibiców, lecz wciąż pozostają w czołówce, jeśli chodzi o globalną rozpoznawalność klubu. Potęga Czerwonych Diabłów nie polega wyłącznie na popularności, tyczy się również finansów.
W rankingu najbardziej wartościowych ekip 2025 roku, sporządzonym przez magazyn “Forbes”, Manchester United zajął aż drugie miejsce. Został wyprzedzony tylko przez Real Madryt. Został najwyżej umiejscowioną angielską ekipą w tym zestawieniu. Liverpool i Manchester City zajmują kolejno 4. i 5. pozycję, a Arsenal, Tottenham i Chelsea to odpowiednio miejsca 8., 9. oraz 10.
Nie ma przy tym mowy o jakimś jednorazowym wydarzeniu. Manchester United na podium niniejszego rankingu utrzymuje się od 2022 roku. Od 2023 natomiast nie oddaje pozycji wicelidera. Co ciekawe, w 2018 roku Czerwone Diabły zostały umiejscowione na pierwszym miejscu zestawienia.
Globalna marka Manchesteru United działa więc na piłkarzy. Widać to m.in. na przykładzie ostatniego okienka transferowego. Czerwone Diabły ubiegły sezon zakończyły na kompromitującej 15. pozycji. Ponadto, nie zakwalifikowały się do żadnego turnieju UEFA. Wydawać by się mogło, że taki stan rzeczy skutecznie zniechęci piłkarzy do wiązania swojej przyszłości z Old Trafford. Bynajmniej, klub był w stanie zakontraktować takich graczy jak Bryan Mbeumo, Matheus Cunha czy Benjamin Sesko, o których walczyły drużyny z lepszymi perspektywami.
Czytaj też: Ruben Amorim dostał ultimatum! Spotkał się z szefem Manchesteru United
Klątwa Old Trafford
Od jakiegoś czasu można jednak zaobserwować dość nietypową tendencję, jeśli chodzi o zawodników Manchesteru United. Gdy grają na chwałę Czerwonych Diabłów spisują się przeciętnie lub nawet słabo, a gdy odejdą z klubu, nagle odzyskują formę. Można wymienić przynajmniej kilka takich przykładów z ostatnich lat.
Scott McTominay zaskarbił sobie sympatię trybun jako wychowanek, ale w barwach Manchesteru United nigdy nie był tym, kim jest obecnie w Napoli. Szkot stał się królem tego miasta. “BBC” nazwał go niedawno “ikoną Neapolu”. 28-letni pomocnik swoją formą zapracował sobie nawet na swego rodzaju kapliczkę na jednym z balkonów metropolii sąsiadującej z Wezuwiuszem.
Do myślenia daje statystyka goli strzelonych przez McTominaya w obu klubach. Na Old Trafford w 255 meczach zdobył 29 bramek. W Napoli na koncie ma już 14 trafień, a rozegrał dotąd jedynie 41 spotkań.
– Zastanawiałem się, czemu nie dominuje angielskiej piłki skoro ma tak duży potencjał. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że uda się go ściągnąć do Napoli. Czasami w życiu trzeba spróbować czegoś nowego. Tak było w jego przypadku. Bardzo się z tego cieszę, bo mam nie tylko fantastycznego piłkarza, ale też naprawdę dobrego człowieka – powiedział Antonio Conte, zdradzając sekret wzrostu formy Szkota.
Nowi ulubieńcy kibiców
Podobnie sprawa ma się z Antonym. Brazylijczyk w 2022 roku przeszedł z Ajaksu do ekipy Czerwonych Diabłów za niecałe sto milionów euro. Ta kwota ciążyła na nim przez cały okres gry na Old Trafford. W 96 meczach strzelił tylko 12 goli i zaliczył 5 asyst. Przypomnijmy, że 25-latek występuje jako skrzydłowy, więc powinien być jednym z głównych reżyserów ofensywy drużyny.
Na takie miano Antony może zasłużyć w Realu Betis. Zespół z Sewilli zimą go wypożyczył, a tego lata wykupił za 22 miliony euro. W dotychczasowych 29 występach brazylijski piłkarz zanotował 10 goli i 6 ostatnich podań. Znów jego dorobek w nowym klubie jest praktycznie taki sam jak w United, z tą różnicą, że na osiągnięcie tych liczb potrzebował znacznie mniej czasu.
Nieco inaczej sprawa ma się z Marcusem Rashfordem. Wychowanek Czerwonych Diabłów przez wiele lat był ważną częścią zespołu. Zdobył dla Manchesteru prawie 140 bramek. Miał nawiązać do złotych lat 90-tych, gdy o sile drużyny decydowali głównie piłkarze wychowani na Old Trafford. Nigdy jednak nie potrafił osiągnąć tego statusu.
Po przybyciu do klubu Rubena Amorima stało się jasne, iż 64-krotny reprezentant Anglii opuści klub. Tak też się stało. Najpierw próbował wrócić do formy w Aston Villi, a latem wypożyczyła go Barcelona. Trudno na razie stwierdzić, że odrodził się po przeciętnych ostatnich sezonach w United. Dwa gole w Lidze Mistrzów (strzelone przeciwko Newcastle United) czy trzy asysty w lidze hiszpańskiej pokazują jednak, że z Rashforda można mieć sporo pożytku.
Presja większa niż zwykle
Chcąc znaleźć cechy, które odróżniają Manchester United od innych drużyn, w pierwszej kolejności należy wymienić presję. Oczekiwania względem Czerwonych Diabłów są gigantyczne. Klub od wielu lat próbuje podnieść się z dołka, do którego spadał stopniowo po odejściu Sir Alexa Fergusona. Mimo rzadkich niezłych wyników w lidze (wicemistrzostwo Anglii w sezonie 2017-18) czy nawet triumfów na arenie międzynarodowej (wygrana Liga Europy w 2017 roku), zespół z Old Trafford przestał być ekipą, która liczy się w walce o najwyższe cele.
Zmienić ten stan rzeczy próbowało już wielu trenerów i jeszcze więcej piłkarzy. Na razie nikomu się nie udało. Niezadowolenie fanów tymczasem tylko się zwiększa. Tym bardziej, jeśli dany gracz kosztował miliony euro, a wiadomo, że jak Manchester United chce, to potrafi wydać każdą sumę na nowego piłkarza.
Sumy przeznaczane na nowych zawodników to też ważny temat. Kibice Czerwonych Diabłów mogą odnieść wrażenie, że w klubie nie funkcjonuje dział sportowy. Piłkarze, którzy trafiają na Old Trafford, zarabiają krocie, lecz często nie prezentują odpowiedniego poziomu.
Czytaj też: Ruben Amorim nie obawia się o swą przyszłość. Trener pewny siebie
Manchester niczym wrząca woda
Duża presja ciążąca na klubie nie sprzyja stabilnemu rozwojowi. Chaos w klubach piłkarskich często objawia się poprzez krótki lont cierpliwości. Wystarczy bowiem iskra, aby dany szkoleniowiec pożegnał się z drużyną. W ostatnich latach Czerwone Diabły może nie zmieniały trenerów jak rękawiczki, ale wydaje się, że długo trwa już poszukiwanie odpowiedniego człowieka na stanowisko sternika zespołu z Old Trafford. Nic nie wskazuje na razie, żeby miało się zakończyć.
Ruud van Nistelrooy, Michael Carrick i Ralf Rangnick prowadzili zespół tymczasowo. Erik ten Hag miał inną wizję niż Ruben Amorim. W ostatnich czterech latach każdy z tych trenerów starał się odcisnąć, chociaż na chwilę, swój ślad na Manchesterze. W takiej mieszaninie idei trudno się ustatkować. Jeden piłkarz może grać u szkoleniowca X, lecz gdy ten odejdzie z klubu, zawodnik może stracić plac.
Tak było w przypadku Antonego. Do Manchesteru ściągał go Erik ten Hag, który znał Brazylijczyka z Ajaksu. Po przyjściu Rubena Amorima skrzydłowy zrozumiał, że musi szukać sobie nowego pracodawcy. Rashford również mógł liczyć na zaufanie Holendra, a gdy u stery był Portugalczyk, reprezentant Anglii opuścił Old Trafford.
Manchester United przypomina na razie garnek, w którym wrze woda. Jeśli coś się do niego wrzuci, oczekując natychmiastowych wyników, szybko przyjdzie spory zawód. Prędzej można się sparzyć niż coś ugotować.
Nic się nie zmieniło
Inny powód, który mógł mieć znaczący wpływ na to, że Manchester United wypadł ze ścisłej czołówki ligi, to stan całego klubu. Podczas gdy inne drużyny ciągle szukają sposobów na usprawnianie swojego funkcjonowania, na Old Trafford jakby czas się zatrzymał.
Skąd to wiadomo? Za kulisami Manchesteru United przebywał nie tak dawno Cristiano Ronaldo. Portugalczyk w sławetnym wywiadzie z Piersem Morganem, w którym powiedział na przykład, że czuje się zdradzony, zdradził, co zastał po powrocie na Old Trafford.
– Nic się nie zmieniło, odkąd odszedłem. Znowu zobaczyłem ten sam basen, to samo jacuzzi, identyczną siłownię. Zostały nawet niektóre rozwiązania technologiczne. Myślałem, że doświadczę czegoś zupełnie nowego, a zobaczyłem to, co było już w klubie, gdy miałem 20 lat – przyznał CR7.
– Odkąd odszedł Ferguson, nie zauważyłem żadnej ewolucji w klubie. Progres jest zerowy. Muszą rozpocząć przebudowę – twierdził Portugalczyk.

Manchester wybiera oszczędności zamiast inwestycji
W ostatnich miesiącach również w klubie nie było widać chęci do inwestowania w rozwój. Wręcz przeciwnie. Sir Jim Ratcliffe na potęgę szukał oszczędności, gdzie się da. Angielskie media rozpisywały się o kuriozalnych sytuacjach, w których właściciel Manchesteru United zachowywał się niczym tytułowy bohater “Skąpca” Moliera. Zwolnił na przykład Sir Alexa Fergusona z funkcji globalnego reprezentanta klubu. Rozpoczął serię drastycznych zwolnień. Odwołał nawet przyjęcie świąteczne dla pracowników.
Ratcliffe przekonywał, że te działania były potrzebne, ponieważ klub był na granicy bankructwa. W wywiadzie dla “BBC” miliarder tłumaczył, że bez podjęcia takich kroków Manchester United zbankrutowałby pod koniec 2025 roku. Nie da się jednak zaprzeczyć, że obecnie Czerwone Diabły raczej szukają oszczędności niż inwestycji w funkcjonowanie całego klubu.
Czytaj też: Cięcia, zwolnienia i teoria spiskowa. Manchester United gra o przetrwanie
***
Manchester United to wielka marka, ale pod wieloma względami bardzo specyficzna. Najpierw klub zwalnia masowo pracowników, żeby potem wydać miliony euro na zawodnika, który na Old Trafford rozczaruje, żeby w innej drużynie odpalić. Old Trafford być może wciąż nęci piłkarzy, lecz przykłady wielu z nich pokazują, że w czerwonej części Manchesteru łatwo można wkroczyć na złą ścieżkę swojej kariery. Czerwone Diabły muszą szybko odmienić ten trend, bo inaczej nawet ich niegasnąca renoma przestanie wystarczać na rynku transferowym. Wówczas upadek uznanego klubu by się pogłębił.