Kontrowersje po karnym dla Rakowa
Cały czas nie milkną echa sytuacji z końcówki pierwszej połowy sobotniego starcia Rakowa Częstochowa z Legią Warszawa. Mecz zakończył się remisem 1:1, ale najwięcej nie mówi się o samym jego przebiegu, a zdarzeniu, po którym Jarosław Przybył podyktował rzut karny.
Petar Stojanović zagrał piłkę ręką, ale wielu twierdzi, że najpierw został popchnięty przez Zorana Arsenicia. Ostatecznie arbiter wskazał na jedenasty metr, a kontrowersje dotyczyły tego, czy powinno tak być, skoro obrońca Rakowa miał fizyczny kontakt z zawodnikiem Legii.
Przybył tłumaczy swoją decyzję
Arbiter główny tego starcia w Kanale Sportowym szczegółowo wyjaśnił, co mówią przepisy w takich sytuacjach i uargumentował, że zadziałał zgodnie z ich zapisami.
– Zawodnik Legii od początku nienaturalnie trzymał rękę wysoko w górze, co może mieć charakter wyskoku. Ponosi ryzyko, że gdy piłka spadnie na rękę to będzie przewinienie. To jest pierwszy element. Drugi to to, czy dochodzi do przewinienia na Stojanoviciu. Wyskoczył w kierunku Arsenicia, ten wystawił rękę, bo widzi, że rywal zaraz na niego naskoczy. W kontekście ułożenia tej ręki, to nie jest pchnięcie, ale zabezpieczenie się przed zderzeniem. Z perspektywy boiska uznałem, że to nie był faul, a “football contact”, a jego ręka była ułożona na tyle naturalnie, że to nie było przewinienie. Na VAR-ze nie dostrzegłem chęci faulu ze strony Arsenicia.
Przybył dodał, że Stojanović musiał wkalkulować ryzyko w tej sytuacji. – To jest instynkt zachowawczy przed wpadnięciem przeciwnika. W taki sposób chciał uchronić twarz i się zabezpieczyć. Jeśli bym to potraktował jako odepchnięcie Stojanovicia ręką, to nie mógłbym podyktować rzutu karnego. Obrońca Legii podjął ryzyko i zagrał ręką – przyznał.