Podczas sobotniej gali UFC w Paryżu wystąpiło aż trzech Polaków. Do oktagonu weszli: Robert Bryczek, Marcin Tybura i Robert Ruchała, ale tylko ten pierwszy wygrał, pokonując Brada Tavaresa. Po walce Bryczek udzielił zabawnego wywiadu po angielsku, bo przypadkowo powiedział tak: “Pamiętajcie: nigdy w siebie nie wierzcie i się poddawajcie”.
– Dostałem dużo wiadomości, że ludzie dziękują mi za inspirację, że przestali w siebie wierzyć i są bardzo wdzięczni. To mnie bardzo bawiło – komentował Bryczek w programie “Oktagon”.
Porażka Ruchały
Ruchała trafił do UFC jako tymczasowy mistrz KSW, który chciał namieszać w czołówce amerykańskiej federacji. Jednak w debiucie poległ z Williamem Gomisem w pierwszym starciu na karcie głównej. Choć Ruchała robił, co mógł, Gomis wygrał przez jednogłośną decyzję sędziów.
– Jak byłem w klatce, to czuć było francuską publikę. Jak on kopał, to jaki był ryk kibiców! A jak ja kopałem, to normalnie były tylko “świerszcze” na trybunach. Odczuwałem to w walce, że jest trochę inaczej. Trochę tej presji się wkradło. Praktycznie już na samą końcówkę, kiedy byłem w szatni, to po prostu gdzieś tam dałem odczuć tej głowie, że to jednak naprawdę jest coś wielkiego. Powiem szczerze, że naprawdę nie dało się na to przygotować. Naprawdę myślałem, że jestem na to przygotowany, ale kiedy mnie to dopadło gdzieś tam już w tej szatni. I całe to wyjście, ten Bruce Buffer i to wszystko, to jednak powiem wam szczerze, że mi trochę zabrało. Gdzieś tam walczyłem trochę jak w takim amoku. Uważam, że nie pokazałem za dużo i trochę byłem wyłączony w tej walce. Muszę powiedzieć, że trochę mnie to przygniotło – powiedział Ruchała.
– Na UFC nie da się przygotować. Ja wcześniej przez dwa lata biłem się o pas, a tutaj walka jest trzy rundowa. To jest całkowicie co innego. Było dużo takich rzeczy, które trochę mnie przygniotły – podsumował Polak.