Carvajal zdał egzamin
5 października zeszłego roku Dani Carvajal doznał koszmarnej kontuzji w samej końcówce meczu z Villarrealem. Zdiagnozowano u niego wówczas zerwanie więzadła krzyżowego przedniego, zerwanie więzadła pobocznego strzałkowego oraz zerwanie ścięgna mięśnia podkolanowego w prawym kolanie. Biorąc pod uwagę jego wiek, bo mówimy przecież o 33-letnim zawodniku, wielu miało wątpliwości co do tego, czy uda mu się wrócić do optymalnej dyspozycji. Wciąż daleka droga do tego by o tym wyrokować, ale na starcie tej kampanii można było odnieść wrażenie, że odniesiona kontuzja w żadnym stopniu nie zmieniła stylu gry Hiszpana.
Xabi Alonso w pierwszych dwóch meczach nowego sezonu podzielił minuty między sprowadzonego z Liverpoolu Trenta Alexandra-Arnolda i właśnie Daniego Carvajala. Anglik wystąpił w domowym starciu z Osasuną, a starszy kolega w wyjazdowym meczu z beniaminkiem, Realem Oviedo. Różnice w ich grze były widocznie gołym okiem.

Dani Carvajal w swoim stylu wchodził w pojedynki z rywalami ze sporym impetem i często agresywnością. Naruszone kolano w żaden sposób nie odebrało mu tej pewności siebie w starciach jeden na jeden z przeciwnikami. Trent Alexander-Arnold był z kolei dużo bardziej pasywny – zostawiał więcej wolności i komfortu rywalom. W efekcie: Hiszpan wygrał w swoim meczu pięć pojedynków i zanotował cztery odbiory, gdy Anglik zakończył swoje starcie z zerowym dorobkiem w obu tych statystykach.
Trudne początki Trenta
Carvajal znacznie pewniej wyglądał także w głębszej defensywie. Oczywiście Real Madryt zdecydowanie dominował posiadanie piłki w obu tych starciach, choć zdarzało się, że to rywale przenosili choćby fragmentami grę na połowę Królewskich. Wówczas Trent momentami sprawiał wrażenie zagubionego – szczególnie bolesne w skutkach mogło być zgubienie przez niego krycia w 64. minucie, gdy źle obliczył tor lotu piłki, zaliczając “pusty przelot” w sytuacji, w której powinien spokojnie wybić piłkę głową. Jeśli tylko Bretones wówczas lepiej przyjąłby piłkę, to prezent Trenta mógłby skończyć się trafieniem wyrównującym.

Do niepewnej postawy Alexandra-Arnolda w pojedynkach jeden na jeden z rywalami i sporego błędu we własnym polu trzeba dodać także bardzo przeciętną grę w ofensywie. W teorii zawodnik o jego charakterystyce powinien nadrabiać niedociągnięcia w obronie właśnie grą do przodu. Nie mówimy tutaj tylko o dośrodkowaniach, bo napastnicy Królewskich nie specjalizują się w grze głową, ale o braniu odpowiedzialności w rozegraniu i kreacji.
Trent i pod tym względem jednak nie dowiózł. Nie zanotował choćby jednego celnego dalekiego podania – nie oddał także ani jednego strzału, czy nie zanotował ani jednego dryblingu. W rozegraniu futbolówki znacznie aktywniejszy od niego był debiutujący Alvaro Carreras, który występował na lewej stronie bloku defensywnego. Nie mówiąc już oczywiście o Deanie Huijsenie, który przewodził całemu atakowi pozycyjnemu drużyny.
Analizując występy obu prawych obrońców Realu Madryt warto wspomnieć, że w ofensywie operowali oni w nieco innych obszarach. Alexander-Arnold częściej schodził do środka, będąc razem z wspomnianym Carrarsem bonusowym rozgrywającym. W efekcie “ósemki” – czyli Fede Valverde i Arda Guler – mogły operować nieco wyżej (choć akurat na poniższym zdjęciu Guler cofnął się głęboko po futbolówkę).

Różnice w zadaniach
Dani Carvajal z kolei częściej operował szeroko, jak klasyczny boczny obrońca. Pozwalało to prawemu skrzydłowemu, Franco Mastantuono, częściej schodzić do środka na pozycję “dziesiątki”, gdzie czuje się bardzo komfortowo. Oczywiście Trent również może grać w ten sposób, choć można odnieść wrażenie, że zadania typowego obiegającego bocznego defensora bardziej pasują właśnie do Hiszpana.

Rywalizacja Carvajala z Trentem pod wieloma względami może przypominać dawną konkurencję między Marcelo a Fabio Coentrao. Z jednej strony był ofensywny geniusz, potrafiący kreować sytuacje bramkowe z niczego, a po drugiej zawodnik znacznie ze znacznie bardziej zróżnicowaną charakterystyką, z większym balansem między fizycznością, defensywą, a atakiem.
Po dwóch meczach tego sezonu na prowadzeniu w rywalizacji o miejsce w składzie jest najprawdopodobniej Dani Carvajal, choć nie można zapominać o całej reszcie kontekstu. Nawet jeśli Trent niejako przetarł się z nowym zespołem na Klubowych Mistrzostwach Świata, to La Liga jest dla niego zupełnie nowym światem. Carvajal wciąż z kolei odzyskuje rytm po poważnej kontuzji i ma za sobą zaledwie jeden mecz w wyjściowym składzie – z beniaminkiem (choć paradoksalnie to właśnie Real Oviedo częściej zagrażał bramce Realu niż Osasuna).

Należy monitorować grę Hiszpana i spokojnie wdrażać go do zespołu. Choć on sam wręcz pali się do gry i nie wyobraża sobie, że miałby nie wrócić do swojej najlepszej wersji. — Jak się czuję przy trudnej rehabilitacji? Czuję się jak zwierzę. Czuję się świetnie. Kolano nie doskwiera i cieszę się całym tym procesem […] Czy wrócę na swój poziom prime sprzed kontuzji? Tak, nie mam co do tego żadnej wątpliwości – mówił w marcu, podczas gali Stowarzyszenia Madryckiej Prasy Sportowej, cytowany przez serwis realmadryt.pl.