Real Madryt pokonał beniaminka
Pierwsza odsłona tego spotkania utwierdziła w przekonaniu, że Real Madryt pod skrzydłami Xabiego Alonso będzie prezentował całkowicie inny futbol, niż u Carlo Ancelottiego. Za Carletto Królewscy – nawet w starciach ze znacznie niżej notowanymi rywalami – potrafili oddać futbolówkę, przechodząc do głębszej defensywy. I niekoniecznie wiązało to się z utratą panowania nad meczem, po prostu takie były założenia szkoleniowca.
W tym przypadku Los Blancos nie chcą nawet słyszeć o oddaniu pola rywalowi. W pierwszej połowie podopieczni Xabiego Alonso mieli 73% posiadania piłki. Real Oviedo oddał tylko jeden strzał i to z dwudziestego piątego metra, wprost w Thibaut Courtois. Królewscy po stracie futbolówki ruszali do pressingu jak do pożaru, co z pewnością jest największą różnicą względem poprzedniej kampanii.
Zbyt przewidywalne ataki
O ile gołym okiem widać rękę nowego trenera pod względem pressingu, czy ogólnych założeń na mecz, o tyle atak pozycyjny Realu Madryt wciąż nie wygląda optymalnie. Większość groźnych akcji gości była efektem złapania rywala na wykroku – na przykład agresywnym wyłuskaniem piłki Tchouameniego, gdy Real Oviedo próbował nawiązać atak (pierwszy gol), czy uporczywym pressingiem Viniciusa (druga bramka). Rozmontowanie już nisko ustawionej obrony Realu Oviedo przychodziło Królewskim z wielkim trudem.

Dean Huijsen był ponownie głównym rozgrywającym zespołu i wywiązywał się ze swoich zadań w sposób bardzo dobry. Niezwykle często przeszywał linie obrony rywala, odnajdując wyżej ustawionych pomocników. Problemem była właśnie zachowawczość jego kolegów, którzy potrzebowali zbyt wiele czasu, by pchnąć akcję wyżej. Tchouameni w destrukcji ponownie był kapitalny, ale jego współpraca z Fede Valverde pod względem progresji piłki nie wyglądała dobrze. Arda Guler zaliczył świetną asystę przy pierwszym trafieniu, ale też można było odnieść wrażenie, że gra zbyt wolno i przewidywalnie.
Zdecydowanie czuć brak Jude’a Bellinghama, który między liniami czuł się zawsze jak ryba w wodzie. Będący w optymalnej dyspozycji Eduardo Camavinga również z pewnością dostarczyłby kolejną dawkę nieprzewidywalności i techniki na małej przestrzeni. W każdym razie obecny zestaw pomocników Realu Madryt i tak musi zrobić krok do przodu pod względem nawiązywania ataków na nisko ustawionego rywala, bo przecież w lidze hiszpańskiej większość zespołów gra w ten sposób.
Mbappe znów strzela
Kylian znów zachwycił. Nie notował tak przebojowych dryblingów jak w starciu z Osasuną w pierwszej kolejce, ale wciąż był maksymalnie nieuchwytny i bardzo mobilny. Schodził regularnie bliżej lewej strony, szukając szybkich wymian z Rodrygo lub Carrerasem. W jego przypadku mówimy nie tylko o wybitnej bramkostrzelności, ale też o ciągłym generowaniu przewagi i destabilizowaniu defensywy rywala. Kierunkowe przyjęcie prostopadłego podania od Ardy Gulera przy pierwszym golu mówi wszystko o jego dyspozycji.
Mbappe w ostatnich siedmiu ligowych meczach – od czasu otrzymania czerwonej kartki za koszmarny faul na Antonio Blanco w starciu z Alaves – strzelił dwanaście goli. W pełni dostosował się do ligi hiszpańskiej, jak i wszedł w końcu na optymalne obroty pod względem swojej fizyczności. Jest niebywale szybki i w efekcie nieuchwytny, czym zresztą charakteryzował się przez całą swoją karierę.

Rodrygo przeciętnie
Niespodziewanie w wyjściowym składzie na pozycji lewego skrzydłowego zagrał Rodrygo. Decyzja ta była o tyle zadziwiająca, że po pierwsze Vinicius Junior był i jest całkowicie zdrowy i gotowy do gry. Po drugie zaś, Rodrygo podczas wcześniejszych meczów otrzymywał totalne ochłapy, wchodząc na boisko w samych końcówkach. Tym razem jednak Xabi chciał wypróbować czegoś nowego. Efekt był dość przeciętny.
Rodrygo rzeczywiście grał w inny sposób niż Vinicius. Jest mniej eksplozywny, nie ma takiego odejścia na pierwszych metrach. Częściej decyduje się na krótkie podania, klepki, na operowanie w całkowitym tłoku. Kilkukrotnie pokazał kapitalną technikę i wizję, ale nie przełożyło się to na nic konkretnego poza sytuacją, w której bramkarz Realu Oviedo sparował po jego uderzeniu piłkę przed piąty metr, co mogło skończyć się chwilę później bramką Ardy Gulera.
Vinicius przełamał się
Konkrety dowiózł w tym przypadku Vinicius, który zaliczył asystę przy drugiej bramce Mbappe i sam trafił do siatki dobijając rywala w końcówce. Co ciekawe, była to pierwsza wyjazdowa bramka brazylijskiego skrzydłowego w wyjazdowym meczu ligi hiszpańskiej od 19 października ubiegłego roku. Tym samym przełamał on serię dziesięciu kolejnych wyjazdowych spotkań ligowych bez gola. Może więc odetchnąć i kontynuować pracę w poszukiwaniu swojej najlepszej dyspozycji.
Mastantuono chaotycznie
Drugą niespodzianką, po wystawieniu Rodrygo zamiast Viniciusa, było postawienie przez Alonso na Mastantuono w wyjściowym składzie. 18-letni Argentyńczyk od samego początku został obdarzony sporym zaufaniem przez trenera. Starał się odwdzięczyć podejmując regularnie ryzyko i pokazując się do gry, ale to nie był jego wieczór.
Wszystkie jego dryblingi były nieudane (0/5), do tego nie wykreował żadnej sytuacji bramkowej. Był nieustępliwy i agresywny w pressingu, co w pierwszej połowie niemal przełożyło się na dogodną okazję dla Mbappe, co warto wyróżnić. Często schodził bliżej środka, zostawiając szerokość Daniemu Carvajalowi. Oddał trzy strzały, choć żaden nie był celny. Zdaje się, że będzie rywalizował o miejsce w składzie na pozycji prawego skrzydłowego głównie z Brahimem Diazem.

Nieźle zaprezentował się Dani Carvajal, szczególnie wobec tego, że był to jego pierwszy mecz po powrocie z poważnej kontuzji kolana. Był znacznie twardszy w pojedynkach z rywalami i agresywniejszy w doskoku, niż Trent Alexander-Arnold. Anglik niespodziewanie może mieć trudności w wywalczeniu sobie pierwszego placu, szczególnie w meczach, gdzie będzie trzeba sporo bronić. Znacznie gorzej wyglądał za to Alvaro Carreras, który dwukrotnie dał się łatwo objechać rywalom na lewej stronie.