Rok niespodzianek
To jest zdecydowanie najbardziej absurdalna edycja w historii Pucharu Niemiec. Na przestrzeni prawie stu lat walki o to trofeum działy się różne dziwne akcje – drużyny trafiały na swoje rezerwy, bywało nawet że te rezerwy potrafiły dojść do finału rozgrywek (w 1993 roku druga drużyna Herthy uległa w finale Bayerowi Leverkusen 0:1). Ale tak nieoczywistych wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach, jeszcze nie obserwowaliśmy.
Niespodzianek nie brakowało od samego początku. Już w pierwszej rundzie z DFB-Pokal pożegnało się kilku 1-ligowców – Augsburg okazał się gorszy od 3-ligowego Unterhaching, VfL Bochum zostało wyeliminowane przez Arminię Bielefeld (również 3. liga), a Darmstadt dostało bęcki od grającego na czwartym poziomie rozgrywkowym FC 08 Homburg. Werder Brema z kolei do 79. minuty prowadził na wyjeździe z Viktorią Koeln (3. liga), by jeszcze w doliczonym czasie gry pożegnać się z walką o puchary, decydującego gola tracąc w czwartej minucie doliczonego czasu gry.
Kompromitacja Bayernu
Do największej sensacji doszło jednak w kolejnej rundzie. 1 listopada Bayern Monachium, który w żadnym z trzech ostatnich sezonów nie zdołał dotrzeć do finału, pojechał do Saarbruecken. Miejscowe FC jest w tym sezonie 3-ligowym średniakiem i w tych rozgrywkach ogląda plecy takich ekip jak Erzgebirge Aue, RW Essen czy SSV Ulm. W Pucharze Niemiec postanowili się jednak zabawić. Bawarczyków ograli po golu w 96. minucie, kolejno poradzili sobie z Eintrachtem Frankfurt (spokojne 2:0) i Borussią Moenchengladbach (2:1 po golu w 93. minucie). Ich rajd zakończył się dopiero w półfinale, gdzie lepsze okazało się Kaiserslautern.
No właśnie – półfinały. Nie było jeszcze takiej historii, by na tym etapie walki o puchar liczyły się dwie drużyny 2-ligowe, jedna 3-ligowa i jedna 1-ligowa. W drugim spotkaniu Bayer Leverkusen zmasakrował jednak Fortunę Duesseldorf (4:0) i tym samym w finale zmierzy się z „Czerwonymi Diabłami” Tymka Puchacza. I to uchyla furtkę do historii kompletnie już absurdalnej.
Puchary i spadek
Nie będzie to oczywiście misja łatwa do zrealizowania, bo w końcu Bayer Leverkusen na dziś ma za sobą 40 meczów we wszystkich rozgrywkach bez porażki i jest o krok od zdobycia mistrzostwa, ale jeśli by ten Bayer pokonali, to awansowaliby do europejskich pucharów. Zwycięstwo w zaplanowanym na końcówkę maja spotkaniu z automatu daje udział w fazie grupowej Ligi Europy i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że FCK… walczy o utrzymanie w 2. Bundeslidze.
6 kwietnia ekipa Friedhelma Funkela przegrała bowiem 1:2 w Hamburgu, wskutek czego ugrzęzła w strefie spadkowej. Na teraz ma punkt straty do miejsca barażowego i dwa do miejsca bezpiecznego. Nie jest to oczywiście kolosalna różnica, taki deficyt można na dobrą sprawę nadrobić w trakcie tylko jednej kolejki. Ale terminarz nie sprzyja ekipie ze wzgórza Betzenberg. W najbliższym czasie czekają ich przecież jeszcze wyjazdowe mecze choćby z Holstein Kiel (wicelider rozgrywek), Greuther Fuerth czy Herthą BSC (obie ekipy w środku stawki).
Nie jest więc niemożliwe, że końcówka kolejnego miesiąca będzie dla kibiców słodko-gorzka. Ich ukochany zespół może przecież równolegle awansować do europejskich pucharów i spaść do trzeciej ligi. Historia kompletnie absurdalna, ale jednak doskonale wpisująca się w to, co dzieje się w tej edycji Pucharu Niemiec. Rozgrywek fundujących nieoczywiste historie w każdej rundzie.