“Lady in Red”
– Takiej bitwy z udziałem piłkarzy to chyba jeszcze Polska nie widziała – powiedział nam były piłkarz niższych lig amatorskich, a obecnie działacz piłkarski. – Chcieliśmy to przeanalizować dokładnie, ale ktoś usunął z internetu nagranie tego meczu. Pewnie dlatego, żeby nie zostało wykorzystane jako materiał dowodowy. Czerwonych kartek powinno być kilkanaście albo i dwadzieścia, a nie tylko sześć.
Mecz Naprzód – Partyzant został rozegrany w sobotę 30 marca. Mazowiecki Związek Piłki Nożnej jest w posiadaniu sprawozdania z meczu i wstępnie zapoznał się już ze sprawą.
Członek zarządu MZPN: „Fakty są drastyczne”
– Potwierdzam, fakty, o których już wiemy, są drastyczne. Sprawą zajmie się komisja dyscyplinarna, na razie nie możemy stwierdzić jednoznacznie, kto zawinił ani kto jakie poniesie konsekwencje – powiedział nam jeden z członków zarządu MZPN.
Sędzią główną była Karolina Bojar-Stefańska, która ma uprawnienia do prowadzenia meczów czwartej ligi męskiej i spotkań kobiecej Ekstraligi. Sędziami asystentami byli Patrycja Poboży i Emil Balcerzak. Na meczu nie było żadnego oficjalnego obserwatora sędziowskiego. Po usunięciu nagrania meczu z internetu weryfikacja i ocena decyzji sędziowskich i ewentualnej słuszności pretensji ze strony członków jednego lub drugiego klubu może okazać się niemożliwa.
Mazowiecka klasa A: było nagranie, nie ma nagrania
– Nie wiem, z czego dokładnie wyniknęła ta awantura – przyznał Piotr Zagrajek. trener drużyny Naprzodu Brwinów. – Oni pewnie będą twierdzić, że to nasza wina, a my będziemy twierdzić, że to ich wina. Rozmawiałem ze swoimi zawodnikami. Powiedzieli mi, że jeden z rywali odepchnął naszego gracza, zaczęli się odpychać, podbiegł jeden gracz z Partyzanta i uderzył naszego, jak to się mówi, z partyzanta.
Dlaczego nagranie meczu zostało usunięte z internetu?
– Nie wiem, ja nie wrzucałem nagrania do internetu, to już nie do mnie to pytanie. My nie nagrywaliśmy tego meczu. Jeśli ktoś nagrywał, to oni – stwierdził trener Zagrajek.
Prezes Partyzanta: „Skąd pan wie? Nie wiem, o co chodzi”
Gdy zadzwoniliśmy do Mateusza Michalskiego, prezesa klubu Partyzant Leszno, zapytaliśmy go, z czego wyniknęła bijatyka z udziałem piłkarzy obu klubów i w sumie sześć czerwonych kartek?
– Wie pan co, nie będę udzielał informacji. Nie wiem, o co chodzi – odpowiedział prezes Michalski.
– Czy nie słyszał pan o sześciu czerwonych kartkach w meczu z udziałem pańskiego klubu? – ponowiliśmy pytanie.
– Nie wiem. Skąd pan słyszał? A co pan chciałby wiedzieć? Bo nie rozumiem – odpowiedział Mateusz Michalski.
– Są dowody z tego meczu, są świadkowie. Nie wie pan o tym, że pański klub grał w meczu, w którym było sześć czerwonych kartek i mecz się skończył bijatyką? – spróbowaliśmy jeszcze raz.
– Proszę pana, ale co pan potrzebuje ode mnie? – zapytał prezes Partyzanta.
– Chcielibyśmy wiedzieć, jak pan to skomentuje, z czego wyniknęła ta bijatyka? Dlaczego nagranie meczu zostało usunięte z internetu?
– Na razie nie będę udzielał informacji. Dziękuję bardzo, do widzenia – zakończył Michalski, po czym się rozłączył.
Działacz: „To było jak zawody masowe w MMA”
Bywalcy meczów klasy A mówią, że różne rzeczy zdarzają się na tym poziomie rozgrywek, ale nikt z naszych rozmówców nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio na boisku piłkarskim widział bijatykę na pięści z udziałem co najmniej kilkunastu zawodników obu drużyn, a być może z udziałem ponad dwudziestu i do tego jeszcze innych osób.
– Czegoś takiego w Brwinowie to z pewnością jeszcze nie było. Klub jest stary, za rok obchodzi stulecie istnienia, ale to klub piłkarski, a wyglądało jak zawody masowe w MMA – relacjonuje jeden z bywalców obiektu przy ulicy Turystycznej 4.
– Wiadomo, były święta, ale „takich jaj” nikt się nie spodziewał. Temat jest szeroko komentowany w środowisku piłkarskim. Określenie „drastyczne wydarzenia” pada dosyć często – mówi nam jeden z działaczy.
Grający w osłabieniu Naprzód przegrał z Partyzantem 2:3 (1:3).