Antoni Partum. Zaraz miną trzy lata, odkąd nie pracuje pan w roli trenera. Czym pan się więc zajmuje na co dzień?
Jerzy Brzęczek: Ostatnio miałem więcej czasu na zajęcie się swoimi biznesami, ale i tak cały czas jestem w piłce. Obecnie nie w roli trenera, tylko eksperta. Udzielam się przy meczach Ligi Mistrzów, reprezentacji Polski czy na wielkich turniejach. Wciąż oglądam dużo piłki.
A chce pan wrócić do piłki w innej roli niż ekspert?
Oczywiście, że tak! Niedługo się kończy sezon, więc to będzie dobry moment, żeby wrócić.
Zanim porozmawiamy o możliwych opcjach, niech pan wpierw proszę wytłumaczy, skąd tak długa przerwa. W nowym sezonie miną już trzy lata, od kiedy Wisła Kraków pana zwolniła.
Moim celem był wyjazd za granicę. Prowadziłem różne rozmowy, miałem kilka spotkań, ale ostatecznie nie podpisałem kontraktu. Jednak wciąż myślę o zagranicznym wyjeździe.
Chce pan uciec z polskiego piekiełka?
Nie mam przed czym uciekać. Myślę, że bardzo dużo zrobiłem dla polskiej piłki. Byłem kapitanem reprezentacji, a później jej selekcjonerem, a to było dla mnie ogromnym zaszczytem i wyróżnieniem.
Podobno był pan bliski objęcia reprezentacji Kosowa. Faktycznie coś było na rzeczy?
Tak, prowadziliśmy rozmowy. Byłem nawet w Albanii na spotkaniu z władzami kosowskiej federacji przy okazji towarzyskiego meczu Albania – Bułgaria. Zaprezentowałem swoją analizę gry Kosowa, ale ostatecznie zdecydowali się zatrudnić Primoža Glihę ze Słowenii, a dziś selekcjonerem Kosowa jest już Niemiec Franco Foda.
A ile było prawdy w plotkach o Radomiaku Radom czy Zagłębiu Lubin?
Nie było tematu Zagłębia, natomiast z Radomiakiem były rozmowy, ale bez konkretów.
A czy z perspektywy czasu uważa pan, że przejście do Wisły Kraków było błędem?
Nie nazwałbym tego błędem, ale nie był to odpowiedni czas. Uważam, że rozegraliśmy wiele dobrych meczów, ale zabrakło nam skuteczności, jak również w wielu kluczowych momentach, decyzje sędziowskie nie były obiektywne. Pomimo kilku dobrych spotkań, nie potrafiliśmy odnosić zwycięstw.
Polskim selekcjonerom coś nie wychodzą powroty do piłki klubowej. Dlaczego?
Powroty do piłki klubowej są trudne, ponieważ oczekiwania od byłego selekcjonera są zdecydowanie większe i szybko musisz się przestawić na inny tryb pracy.
A pana jednak ciągnie do powrotu. Gdzie zobaczymy pana w nowym sezonie?
Są różne opcje, także zagraniczne. Czas pokaże.
Ale gdzie za granicą? Może rynek austriacki będzie dla pana przychylny, skoro na przełomie wieków rozegrał pan tam ponad 300 spotkań?
Wszystko jest możliwe, aczkolwiek rynek austriacki jest też bardzo hermetyczny, nie tak łatwo tam wejść. Tym bardziej że wielu Austriaków pracuje w różnych innych ligach, więc na ich rynku oni zawsze będą w lepszej sytuacji.
Od pana odejścia z reprezentacji Polski minęło już kilka lat. I tak się zastanawiam, czy do dziś siedzi w panu decyzja Zbigniewa Bońka o rozstaniu z kadrą? A może rana jest już zagojona?
Po pierwsze myślę, że wykonałem bardzo dobrą pracę w reprezentacji. A czy jest niezagojona rana? Dla mnie to temat zamknięty, choć nie wszyscy doceniali w tamtym okresie moją pracę. Myślę, że po upływie czasu jednak wielu docenia pracę, jaką wykonaliśmy.
Pana reprezentacja osiągała dobre wyniki w eliminacjach, ale opinia publiczna czepiała się nijakiego stylu gry.
Zawsze można dyskutować nad stylem gry kadry, ale nie zgodzę się, że moja drużyna nie miała stylu. Rozegraliśmy również wiele fantastycznych i bardzo dobrych spotkań. Jasne, rozegraliśmy również słabe spotkania, jak u każdego selekcjonera. Jednak za mojej kadencji częściej zwracano uwagę na te słabsze występy. Poza tym, trzeba pamiętać, że moja kadencja była pod wieloma względami bardzo trudna i wymagająca.
Co konkretnie ma pan na myśli?
Wystąpiliśmy po raz pierwszy w Lidze Narodów, gdzie mierzyliśmy się z najlepszymi drużynami Europy, jak Włochy czy Portugalia. Mieliśmy zdecydowanie mniej meczów towarzyskich, a eliminacje do Euro 2020 trwały zaledwie osiem miesięcy. Nigdy wcześniej nie grano 10 meczów w ciągu ośmiu miesięcy. I to bez żadnych sparingów pomiędzy! W takich okolicznościach de facto tylko raz mogłeś się pomylić. My mieliśmy wpadkę na Słowenii, choć wcale nie byliśmy wtedy tak fatalni… Popełniliśmy dwa błędy, które bezlitośnie wykorzystali Słoweńcy. Jednak na 10 meczów w eliminacjach, odnieśliśmy osiem zwycięstw, jeden remis i jedną porażkę. Łącznie straciliśmy zaledwie pięć bramek, a cztery z nich w konfrontacjach ze Słowenią. To chyba nie najgorsze wyniki, prawda?
Ale grupa nie była zbyt mocna.
A jakoś trzy drużyny z tej grupy trafiły na Euro. Oprócz nas i Austriaków, awansowała również po barażach Macedonia Północna, która niedługo później w barażach do mundialu wyeliminowała Włochów.
A może w pana zwolnieniu nie chodziło o boisko? „Jurek poniósł konsekwencje czynów popełnionych przez osoby, które były dookoła niego. Chcieli odgrywać zbyt dużą rolę. Chcieli nim sterować, a on się temu podporządkował” – powiedział Zbigniew Boniek. Jak by pan się odniósł do takich słów?
To jest ocena pana prezesa. Ja na pewno nikomu się podporządkowywałem.
Damian Salwin, psycholog w pańskim sztabie, wzbudził nieco kontrowersji. Podobno pan nie chciał go usunąć ze sztabu, choć władze PZPN-u na to naciskały. To prawda?
Zastanawiam się tylko, skoro osiągaliśmy takie wyniki, to w czym on tak przeszkadzał? Pewnie była jedna czy druga osoba, która może była niezadowolona z tej współpracy, ale w tak dużej grupie to przecież normalne. Jakby faktycznie było aż tak źle, jak niektórzy twierdzą, to nie bylibyśmy w stanie wygrywać tylu spotkań. I druga kwestia. Odchodząc z reprezentacji, Polska była na 19. miejscu w rankingu FIFA, dziś jest na 34.
Mam wrażenie, że dziś polscy kibice chcą nie tylko wyniku, ale też chociaż próby odważnej, ofensywnej gry.
To oczywiste, że każdy chce pięknej i skutecznej gry. Wielu chwaliło styl gry reprezentacji Paulo Sousy, ale na Euro zdobyliśmy tylko jeden punkt. Czyli grasz dobrze w piłkę, ale zarazem nie wygrywasz meczów? To mi się nie klei. Rozpoczynając eliminacje do Euro 2024 pod wodzą Fernando Santosa wszyscy uważaliśmy, że mamy bardzo słabą grupę. A weryfikacja okazała się brutalna, bo zajęliśmy trzecie miejsce i walczyliśmy w barażach. Jasne, raz można przegrać niefartownie, ale jego kadra uległa Mołdawii, Albanii i Czechom.
A z których swoich meczów w roli selekcjonera jest pan dumny?
Na cztery mecze z Włochami dwa zremisowaliśmy i były to bardzo dobre mecze w naszym wykonaniu. A Włosi wtedy mieli serię 37 meczów bez porażki. Zremisowaliśmy też bardzo ważny wyjazdowy mecz z Portugalią, która była mistrzem Europy. Ten wynik zapewnił nam utrzymanie w pierwszym koszyku podczas losowania do Euro 2024.
Niektórzy tęsknią za Sousą, a niektórzy, jak np. Jacek Laskowski z TVP Sport, do dziś nie mogą się pogodzić z pańskim zwolnieniem. Z perspektywy czasu wielu kibiców lepiej ocenia pana pracę, prawda?
Myślę, że tak, ale w piłce, w szczególności tej reprezentacyjnej, jest jeszcze więcej emocji i każdy ma prawo do własnej oceny. To był również czas, w którym wiedziałem, że nadchodzi zmiana pokoleniowa w kadrze i musimy wprowadzać do niej młodych zawodników. A to nigdy nie jest łatwa sytuacja dla żadnego trenera.
Selekcjonerzy nie mają też łatwo z Robertem Lewandowskim. Za pana kadencji było słynne osiem sekund milczenia kapitana, a po ostatnim zgrupowaniu Lewandowski powiedział: „Nie będę pudrował. Przed naszą reprezentacją jeszcze sporo pracy”. To chyba duży cios w Michała Probierza, który już półtora roku pracuje.
Nie będę interpretował ośmiu sekund Lewandowskiego, ani oceniał jego ostatniej wypowiedzi. Gdy byłem selekcjonerem, to Hiszpania rozbiła Niemców 6:0 w Lidze Narodów. Niech sobie pan przypomni wywiady niemieckich piłkarzy. „To nasza wina, a nie trenera, bo my jesteśmy na boisku”. Tylko takie zdania można było usłyszeć.
Sugeruje pan, że polscy piłkarze mają taryfę ulgową?
Absolutnie nie. Pytanie, czy oczekiwania kibiców nie są zbyt wysokie. W XXI wieku zagraliśmy tylko jednak bardzo dobry turniej, gdy walczyliśmy o półfinał Euro 2016 za kadencji Adama Nawałki. Na tamtym Euro większość piłkarzy miało apogeum swojej formy. Dwa lata później pojechaliśmy na mundial praktycznie w takim samym składzie, a nie wyszliśmy z grupy.
Pamiętam te memy, jak pan wyglądał przed objęciem kadry, i jak po zakończeniu pracy. Przyrost siwych włosów to kwestia wieku, czy jednak ogromnego stresu?
Bycie selekcjonerem to największy możliwy zaszczyt dla trenera, ale zarazem wielka odpowiedzialność i presja. Musisz być przygotowany na krytykę, a w dobie dzisiejszych mediów społecznościowych, także na hejt. Na nim jednak najbardziej cierpią bliscy, którzy to wszystko czytają i oglądają. To oni są największymi ofiarami hejtu.
„Poczucie bycia atakowanym to właściwie fundament brzęczkowej twierdzy wybudowanej jeszcze podczas pracy z reprezentacją Polski, w której trwał także pracując w Krakowie” – napisał o panu Dawid Szymczak ze Sport.pl. Jak się pan do tego odniesie?
Nie przypominam sobie, bym osobiście rozmawiał z panem redaktorem. A ci, którzy mnie znają, wiedzą, jakim jestem otwartym człowiekiem. Pamiętaj, że na konferencjach prasowych nie brakuje podchwytliwych pytań. To w takich sytuacjach trudno zawsze panować nad emocjami, być szczerym i otwartym. W szczególności na gorąco po meczu. “Oblężona twierdza” to slogan, który się fajnie sprzedaje, ale co to w ogóle znaczy? Czy ja nie udzielałem wywiadów? Przecież byłem we wszystkich redakcjach. Aż przypominają mi się słowa Joachima Loewa, który prowadził mnie w Tirolu Innsbruck, gdy zdobyliśmy mistrzostwo Austrii. Powiedział: Jurek, pamiętaj, że jak będziesz dużo i szczerze rozmawiał z dziennikarzami, to oni to kiedyś wykorzystają przeciwko tobie.
Poda pan przykład takiej sytuacji?
Na początku swojej kadencji powiedziałem, że Thiago Cionek to nie jest piłkarz, którego widzę w swojej reprezentacji. Ale życie tak się ułożyło, że nie mogłem skorzystać z Kamila Glika, więc powołałem Cionka. Zremisowaliśmy z Portugalią 1:1 w Lidze Narodów, a Cionek zagrał rewelacyjnie. Po tamtym meczu często przypominano mi wypowiedź o tym, że nie widzę Thiago w swojej reprezentacji. Właśnie dlatego niektórzy trenerzy później mówią samymi okrągłymi słowami.
To na koniec. Gdy wróci pan do zawodu, to zobaczymy raczej tego Brzęczka z reprezentacji, który wajchę przekładał na defensywę, czy tego z Wisły, które stawiał na atak?
Nie da się odnieść sukcesu bez solidnej defensywy, ale wszędzie, gdzie pracowałem, więcej czasu poświęcałem na ofensywę. Tyle, że za mojej kadencji w reprezentacji nie graliśmy z Andorą czy San Marino, z całym szacunkiem do tych ekip. Naszym najniżej notowanym rywalem była Łotwa, a potrafiliśmy ograć 5:1 Finlandię, 4:0 Izrael czy 3:0 Bośnię i Hercegowinę.