Wstyd, koszmar, katastrofa – takie określenia dominowały we włoskiej prasie po odpadnięciu Juventusu z Pucharu Włoch. Kompromitująca przegrana w ćwierćfinale z Empoli, to kolejny blamaż po zeszłotygodniowym odpadnięciu z PSV Eindhoven w 1/16 Ligi Mistrzów.
– Jestem zawstydzony, ale biorę za to pełną odpowiedzialność. Może się zdarzyć niecelne podanie i niecelny strzał, ale brak odpowiedniego nastawienia jest karygodny – kajał się po meczu Thiago Motta. Ale kajał się już kolejny raz, bo poprowadził Juventus w 39 meczach, a wygrał raptem 17 z nich.
Kibiców Juve nie bolą tylko wyniki, ale i bezbarwny styl drużyny. PSV całkowicie stłamsiło Juventus. Ale czy była to niespodzianka? Niekoniecznie. Wystarczy przypomnieć, że Stara Dama poprzednio przegrała 0:2 z Benficą, a wcześniej nie potrafiła strzelić gola ani w meczu z Clubb Brugge (0:0), ani z Aston Villą (0:0). Nie udało się też pokonać Lille (1:1) oraz Stuttgartu (0:1).
Trzeba to napisać wprost: Juventus stał się europejskim średniakiem. Ostatni raz doczłapał ćwierćfinału Ligi Mistrzów w 2019 roku, gdy został rozbity przez Ajax. W Serie A też nie jest kolorowo. Na mistrzostwo czeka od pięciu lat, a w obecnym sezonie zajmuje dopiero czwarte miejsce. Zespół Thiago Motty ma spory problem z kreowaniem sytuacji. Juve jest dopiero na ósmy miejscu w liczbie strzałów, a wyprzedza je m.in. Como, beniaminek.
Motta pod ostrzałem
– Bardzo podobała mi się praca Motty w Bolonii. Zmieniał pozycje piłkarzom, osiągając duże korzyści. Jego styl gry skoncentrowany na posiadaniu, pozwala uniknąć straty piłki, nawet pod dużą presją przeciwnika. Ale trzeba być sprytnym i wiedzieć, kiedy rywale cię rozgryzą – powiedział ostatnio selekcjoner reprezentacji Włoch Luciano Spalletti.
– Nawet jeśli Motta wygra mistrzostwo Włoch, to nie powinno być już go w Turynie. Nie da się wymazać blamażu w Lidze Mistrzów i Pucharze Włoch. Klub wydał latem mnóstwo na transfery, więc oczekiwałem innego efektu – dodał były reprezentant Włoch Antonio Cassano, którego cytuje portal ”Il Bianconero”
Mottę skrytykował także legendarny Fabio Capello.
– Motta ma jeszcze wiele pracy przed sobą. Na razie jego drużyna jest zbyt czytelna, przewidywalna. Juve musi zacząć grać bardziej pionowo i szybciej operować piłką. Musi też więcej ryzykować – ocenił były trener Juventusu czy Realu Madryt.
Sytuacja Motty robi się trudna i jeśli w końcówce sezonu Juve się nie przebudzi, to trener może latem stracić pracę. Część fanów zaczęła już tęsknić za Massimiliano Allegrim, za którym nikt specjalnie nie płakał. A włoski dziennikarz Nicolo Schira donosi, że o pracy w Turynie marzy Gian Piero Gasperini, który w Atalancie jest od 2016 roku, a w przeszłości pracował w sektorze młodzieżowym Juventusu.
Ale czy można sprowadzać nieudolność Juventusu do niedoświadczonego trenera, który wcześniej pracował tylko w Bolonii, Spezii i Genoi? To byłoby zbyt proste…
Przestrzelone transfery Juventusu
Piłkarzy, do których nie można się przyczepić, zliczymy na palcach jednej ręki. Warto wyróżnić Manuela Locatellego, Westona McKenniego, Khephrena Thurama czy Timothy’ego Weaha. Pozytywne przebłyski zaliczają też: Federico Gatti, Andrea Cambiaso, Francisco Conceicao, Kenan Yildiz, czy ściągnięty zimą Randal Kolo Muani. Inni grają przeciętnie, słabo lub wręcz katastrofalnie. Najbardziej rozczarowują gwiazdy ściągnięte przez Cristiano Giuntuliego.
Włoch wyrobił sobie renomę jako dyrektor sportowy Napoli, gdzie ściągnął Victora Osimhena, Chwiczę Kwaracchelię czy Kima, a oni błyskawicznie stali się gwiazdami całej ligi, choć wcześniej – zwłaszcza Gruzin i Koreańczyk – byli dość anonimowymi zawodnikami. To właśnie Giuntoli był twarzą letniej rewolucji, która pochłonęła niemal 200 milionów euro.
Transfery Michele Di Gregorio, Douglasa Luiza, Thurama czy przede wszystkim Teuna Koopmeinersa zostały przyjęte entuzjastycznie. – Gdyby mercato było festiwalem muzycznym w San Remo, to Giuntoli byłby jego zwycięzcą – zachwycała się włoska prasa.
Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Douglas Luiz, kupiony za ponad 50 milionów euro, jest cieniem piłkarza z Aston Villi. Nie dość, że na boisku rozczarowuje, to nieustannie dokuczają mu urazy. Kilka dni temu złapał czwartą kontuzję w tym sezonie. Największym rozczarowaniem jest jednak Koopmeiners. Holender zachwycał w Atalancie, a w Turynie przede wszystkim irytuje. Zdobył jedną bramkę, choć poprzedni sezon Serie A kończył z 12…
Giuntoli jednak nie poczuwa się do odpowiedzialności
– Jestem przekonany, że nasz projekt jest wciąż ważny i przyniesie nam satysfakcję w przyszłości. Pozycja Motty jest niepodważalna, jeśli awansujemy do przyszłej edycji Ligi Mistrzów. A co do transferów, to ściągnęliśmy piłkarzy, którzy dobrze sobie radzili w klubach, jak i swoich reprezentacjach, więc poradzą sobie też w Juventusie – oświadczył Giuntoli. Pytanie, czy można ufać dyrektorowi, który popełnił już tyle błędów.
Spójrzmy na jego decyzje dotyczące obrony Juventusu, która przez lata była jedną z najlepszych w Europie. Nie ma co już wracać myślami do kultowego tercetu ”BBC” (Barzagli, Bonucci, Chiellini), bo to przeszłość, która szybko się nie powtórzy. Ale czy na pewno obrona Juve musi wyglądać tak mizernie jak teraz? Uporządkujmy fakty.
Latem Juventus sprzedał Deana Huijsena do Borunemouth za zaledwie 15 milionów euro. Zaledwie, bo mówimy o stoperze, który robi furorę w Premier League i już została mu wpisana do kontraktu klauzula w wysokości 50 mln euro.
Na początku września kontuzji doznał Gielson Bremer, czołowy stoper Juve, a chwilę później Thiago Motta skreślił kapitana – Danilo, który w ostatnich sezonach był najrówniej grającym obrońcą. W styczniu Brazylijczyk odszedł za darmo, choć miał ważną umowę.
Jak na to zareagował Giuntoli? Choć miał kilka miesięcy, aby się dobrze przygotować do okienka transferowego, to dokonał dwóch nerwowych ruchów na przełomie stycznia i lutego. Z Chelsea wypożyczył Renato Veigę, który w tym sezonie nie zanotował nawet minuty w Premier League, a następnie kupił z Newcastle United Lloyda Kelley’ego za 17 milionów euro, który w Juventusie wygląda na razie pokracznie. To właśnie oni mają być wsparciem dla Federico Gattiego, który co prawda gry przyzwoicie, ale nie powinien być stoperem pierwszego składu dla klubu, który chce coś znaczyć w Europie.
Pojawiają się głosy, że w Juventusie nie będzie lepiej, dopóki nie wróci Andrea Agnelli. Włosi przedsiębiorca dwa lata temu – w wyniku kolejnych skandali – opuścił klub, który zakładali jego przodkowie. Agnelli podobno szykuje się do powrotu, a pomóc ma w tym pewien saudyjski inwestor. Na szczegóły musimy jednak poczekać.
Jest i polski akcent
Niektórzy pewnie już zapomnieli, ale wciąż piłkarzem Juve jest Arkadiusz Milik. Napastnik doznał kontuzji kolana jeszcze przed Euro 2024, ale do dziś nie wrócił do zdrowia. Sytuacja jest na tyle zła, że dostał zielone światło od klubu, by wrócić do Polski na rehabilitację. Nie wiadomo, czy w ogóle go zobaczymy w tym sezonie. A gdy już wróci, to możliwe, że będzie świadkiem kolejnej turyńskiej rewolucji.