Awans Legii w kontrowersyjnych okolicznościach
Ćwierćfinałowe spotkanie Pucharu Polski pomiędzy Legią Warszawa i Jagiellonią Białystok przebiegło w niezwykle kontrowersyjnych okolicznościach. Ostatecznie w półfinale zameldowała się drużyna prowadzona przez Goncalo Feio, triumfując 3:1. Wynik mógł brzmieć jednak zupełnie inaczej.
Goście domagali się przyznania im dwóch rzutów karnych. Arbiter główny, Piotr Lasyk jednego z nich przyznał Jagiellonii, ale do interwencji wkroczył VAR. Sędzią wideo był Szymon Marciniak, który finalnie przekazał Lasykowi, że jedenastki być nie powinno.
W drugiej sytuacji piłkarze z Białegostoku domagali się podyktowana karnego po tym, jak ręką we własnym polu karnym zagrał Ilja Szkurin. Tym razem jednak arbitrzy nie mieli wątpliwości i nawet nie myśleli o wskazaniu na jedenasty metr.
Marciniak odniósł się do kontrowersji
W rozmowie z TVP Sport Marciniak wytłumaczył decyzję przy akcji z udziałem Szkurina. – Miałem do dyspozycji ujęcia z siedmiu kamer i żadne z tych ujęć nie dowodzi, że piłka uderzyła w rękę Szkurina. Widać, że piłka po zagraniu Pululu uderzyła Szkurina w głowę. Oczywiście, że „śmierdzi” tym, że piłka mogła też dotknąć ręki, ale nie mam na to ani jednego dowodu – powiedział.
Następnie Marciniak odniósł się do zdarzenia, w którym Oskar Pietuszewski miał zostać sfaulowany przez Pawła Wszołka. Na wstępie przyznał, że “nie była to samodzielna decyzja Piotra Lasyka”.
– Zawodnik Jagiellonii jest pierwszy, zagrywa piłkę lewą nogą w swoją lewą stronę, a tuż potem Wszołek stawia nogę. I to jest bardzo ważne. Tak jak w FIFA: ważna jest kolejność. Wszołek stawia nogę, a zawodnik Jagiellonii robi ruch prawą nogą i nią lekko zahacza o prawą nogę Wszołka. (…) Wcześniej był faul na lewym obrońcy Legii. Zawodnik Legii został tam uderzony w kolano, wtedy piłkę przejęła Jagiellonia. Dlatego rzut karny i tak musiałby zostać odwołany nawet wtedy, gdyby Wszołek rzeczywiście popełnił faul w polu karnym – wyjaśnił.