Miszta wspomina wsparcie rodziców
Cezary Miszta przeżywa świetny moment w swojej karierze. 23-latek w październiku wskoczył między słupki Rio Ave i do tego momentu nie oddał miejsca w wyjściowym składzie portugalskiej ekipy. Jego świetne występy poskutkowały zainteresowaniem portugalskiego giganta, Sportingu. “O Jogo” na początku lutego informowało, że “Lwy” uważnie śledzą rozwój polskiego golkipera. Ich nowy dyrektor sportowy ma być wielkim fanem talentu Miszty i dlatego też nawiązał on już wstępne kontakty z przedstawicielami golkipera. Podsumowaniem imponującej dyspozycji Polaka jest fakt, że zgarnął on nagrodę najlepszego bramkarza ligi portugalskiej w styczniu.
Choć aktualnie kariera Miszty znalazła się w świetnym położeniu, to jego początki nie były tak łatwe. 23-latek wspomina start swojej kariery w rozmowie z Łukaszem Olkowiczem w “Przeglądzie Sportowym Onet”. Bramkarz otwarcie mówi, że w Legii był obiektem żartów ze strony kolegów ze względu na chodzenie w tych samych, zużytych, ubraniach.
“Śmiali się, że przyjechał wieśniak”
— Ciuchy miałem z Baltony, dostałem też z kadry Polski bluzę reprezentacji jako nagrodę dla najlepszego bramkarza. I ja w tych rzeczach chodziłem na co dzień. Na nogach adidasy, pamiętam, niebieskie. Tylko tam, gdzie duży palec, zrobiła się dziura. Co tydzień specjalnie jechałem do domu, żeby mama mi je zaszywała specjalną nicią. Inni w Legii śmiali się ze mnie, że przyjechał wieśniak. Oni ubrani w Zarze, a ja w rzeczach z Baltony i z dziurawym butem – wspomina 23-latek.
— Wstydziłem się tak chodzić. Wracałem do domu i żaliłem się mamie, że mi dokuczają. Aż powiedziała: “Dobra, dam ci pieniądze, żebyś sobie coś kupił”. Nie mówiła, skąd ma. Pożyczała 300 zł i mi dawała. Później, żeby oddać te 300 zł jednej znajomej, pożyczała 500 zł od drugiej. I tak to się napędzało. Rodzice starali się też o kredyt na dom. Mama pracowała na dwie zmiany po 18 godzin. W tajemnicy przede mną rodzice wzięli pożyczkę.
— Wprowadziliśmy się do domu. Nie mieliśmy na przykład paneli w salonie. Wszystko było jakieś takie… Byle się po prostu wprowadzić na swoje. Jak ktoś miał do oddania meble czy inne sprzęty, to chętnie przyjmowaliśmy. Jak zacząłem zarabiać w Legii cztery tysiące, może pięć, już nie pamiętam, to inwestowałem w ten dom. Zrobiłem remont, ogrodzenie. Za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem tacie samochód, bo jeździł takim rozpadającym. Kupiłem Hyundaia Tucsona, później go sprzedaliśmy i jeszcze na nim zarobiliśmy. I co? Zacząłem też spłacać wcześniej kredyt, trochę nadpłacaliśmy. Chciałem się rodzicom odwdzięczyć – kontynuował Miszta.