1 – Fernando Santos
Po czasie już wiemy, że Cezary Kulesza wcale nie popełnił lapsusu językowego, z którego kpiliśmy na prezentacji. On myślał, że zatrudnił wielkiego stratega Fernando Santosa, a z niewiadomych przyczyn musiał wziąć na etat skromniutkiego Felipe Santosa, jak rzekł. Ktoś go oszukał lub ktoś zapomniał powiedzieć, że podsyła marną kopię. Dla zmyłki Felipe nauczył się mimiki Fernando i zaciągania fajami, niczego więcej. Wszystko inne schrzanił. Dokumentnie.
2 – Matty Cash
Jak zaczął, tak skończył. Z Czechami wytrzymał 9 minut, z Estonią o 2 dłużej. Okazał się delikatny jak porcelanowa filiżanka. I pomyśleć, że przylatywał z ligi, w której stalowych twardzieli gra od metra i sam miał się za takiego. Między pierwszym i ostatnim epizodem zmieścił 90 minut we wstydliwym meczu z Albanią i nijakich 59 z Wyspami Owczymi, z którymi został zmieniony w pierwszej kolejności. Taka gra Casha nie była warta żadnych pieniędzy.
3 – Krystian Bielik
Już nie taki młody, ale już nie taki zdolny, jak się wydawało, kiedy mówiło się, że brakowało mu tylko zdrowia, żeby chwycić za kierownicę tej reprezentacji i nadać właściwy kierunek. Najpierw na mistrzostwach świata w Katarze skręcił w złą stronę. Później w Pradze Felipe/Fernando Santos zamknął go w szatni po pierwszej połowie i nie wypuścił więcej. Michał Probierz również nie naciskał na jego uwolnienie. Bielik więc dalej siedzi w karcerze.
4 – Arkadiusz Milik
Gola i asystę w Kiszyniowie zagłuszyły trzy gromy z jasnego nieba. A kiedy ze względu na kontuzję Lewandowskiego miał szanse wyjść przed szereg, wyłożył się przed bramką nieszczęsnej Mołdawii. A później już nie był potrzebny.
5 – Jan Bednarek
„Większa połowa” Polski go nie poważa, „mniejsza połowa” mimo wszystko ciągle poważa. Nikogo nie będziemy przeciągać na którąś ze stron. Nasza ocena to wynik matematycznego działania: 10:2=5.
6 – Michał Probierz
Mógł, ale nie wdrapał się na drugie miejsce w grupie. Mógł, ale nie przegrał w Cardiff. Jako selekcjoner jeszcze niczego nie przegrał. Mało też wygrał. Nieprzyzwoicie mało jak na awans. Pokonanie Wysp Owczych i Estonii oraz 3 remisy pokazały, że znalazł się we właściwym czasie. Mianowicie takim, w którym Euro powiększono do granic nieprzyzwoitości.
7 – Bartosz Salamon
Pomijamy popełnione winy w ostatnim roku, tylko koncentrujemy się na czynach. Zagrał z Albanią wygraliśmy i nie straciliśmy gola. Zagrał z Walią, zburzył Moore’a i też nie dał Szczęsnemu powodów do nerwów. Czego więcej wymagać od obrońcy? Może tylko tego, żeby pozytywny był już tylko na boisku.
8 – Jakub Piotrowski
Jeśli Polska zasługiwałaby w tym kwalifikacjach na trochę szczęścia, a wiemy, że nie zasługiwała, to jego strzał w dogrywce z Cardiff powinien zakończyć się golem. Wtedy zostałby najskuteczniejszym Polakiem eliminacji, razem z Lewandowskim. A tak musiał podzielić się drugim miejscem. I pomyśleć, że w połowie wyścigu nie było go nawet w peletonie.
9 – Wojciech Szczęsny
Za karnego w Cardiff, który wyrwał Polaków z obojętności, a może już z depresji i zjednoczył wokół reprezentacji, do której wszyscy jak jeden mąż wreszcie poczuli cieplejsze uczucia.
10 – …
ten, który nie pomyślał o wakacjach w przerwie meczu w Kiszyniowie, ten, który dałby zwycięstwo nad Mołdawią lub Czechami i tym samym oszczędziłby wstydu z trzeciego miejsca w grupie śmiechu i barażowych nerwów. Ten, którego nazwiska nie poznaliśmy. Życzylibyśmy sobie, żeby ujawnił się w Niemczech.