HomePiłka nożnaDziedzictwo Janusza. Wielkie rozliczenie dyrektora sportowego ŁKS-u Łódź

Dziedzictwo Janusza. Wielkie rozliczenie dyrektora sportowego ŁKS-u Łódź

Źródło: Własne

Aktualizacja:

– Myślę, iż nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, w jakich realiach znajdował się ŁKS, gdy zaczynałem w nim pracę i jakie były możliwości później – mówi Janusz Dziedzic w rozmowie z Kanałem Sportowym. Jakie, nomen omen, dziedzictwo zostawia po sobie dyrektor sportowy Rycerzy Wiosny?

Janusz Dziedzic, dyrektor sportowy ŁKS-u.

Źródło: ŁKS Łódź

Wiadomość dla Janusza Dziedzica

1 kwietnia w mediach społecznościowych zaczął krążyć wymowny wpis. “W dniu dzisiejszym postanowiłem podać się do dymisji, którą zarząd klubu przyjął” – miał napisać w serwisie X Janusz Dziedzic, dyrektor sportowy Rycerzy Wiosny. Wprawne oko szybko dostrzegło, że był to jedynie żart jednego z internautów, który przerobił swój profil tak, aby do złudzenia przypominał ten prowadzony przez samego 43-latka. Niedługo potem okazało się, że kibic przewidział przyszłość, co oficjalnie potwierdził ŁKS.

Kiedy tylko na oficjalnej stronie klubu pojawiła się notka o zbliżającym się rozstaniu z działaczem, duża część biało-czerwono-białej strony miasta odetchnęła z ulgą. Fani byli bowiem wściekli, a nawet… Tutaj możecie wstawić słynny cytat z Radosława Janukiewicza. W ostatnim czasie regularnie obrywali piłkarze, coraz częściej słychać było ostrą krytykę wobec Tomasza Salskiego, ale wrogiem publicznym numer jeden w ŁKS-ie stał się dyrektor sportowy. A wszystko jak zwykle przez wyniki.

O tym, jakie emocje wywoływał, najlepiej świadczy to, co mógł zobaczyć każdy, kto przejeżdżał akurat ulicą Mickiewicza. Pod koniec stycznia na jednym z wiaduktów pojawił się ogromny transparent wyrażający coś zdecydowanie większego niż zwykłą kibicowską frustrację. “Janusz Dziedzic – won z ŁKS-u” mogliśmy przeczytać na płachcie powiewającej nad jezdnią.

Cóż, gdyby ktoś postanowił zrobić uliczną ankietę wśród fanów Rycerzy Wiosny, odpowiedź na pytanie o to, kto najbardziej sprawił, że ŁKS musi teraz desperacko walczyć o utrzymanie, byłaby oczywista. Ale czy słuszna?

Trudne początki w ŁKS-ie

– Wszystko, co zdarzyło się po awansie do Ekstraklasy, to jeden wielki bałagan – powiedział nam Oskar Szumer, jeden z kibiców łódzkiego klubu i jego były zawodnik, wychowanek. Wcześniejszy okres ocenił natomiast łagodniej. – Przyszedł po tragicznym sezonie w 1. Lidze i na początku przez każdego był popierany. To była kandydatura bardziej lokalna, której chcieli kibice. Dziedzic miał za zadanie sprawić, by drużyna odzyskała ełkaesiacką tożsamość. Pamiętam na przykład radość z transferu Bartosza Biela, który po prostu jest kibicem łódzkiego klubu. Chodziło o stawianie na swoich. Do tego jako dyrektor zatwierdził powrót Kazimiereza Moskala, z czego również się cieszono – opowiedział.

O komentarz do zarzutów ze strony kibiców oraz podsumowanie swojej kadencji poprosiliśmy również samego Janusza Dziedzica, który chętnie zmierzył się z różnymi wątpliwościami wobec swojej pracy. 

– Wydaje mi się, że nie wszyscy rozumieją skalę tego, co udało nam się zrobić w sezonie pierwszoligowym – stwierdził dyrektor sportowy ŁKS-u. – Obejmowałem stanowisko w czerwcu 2022 roku i praktycznie z marszu musiałem zająć się przebudową zespołu. Było bardzo późno, więc trudno było mówić o komforcie, jeśli chodzi o czas, samo działanie i wdrażanie w to, jak funkcjonuje klub na wielu płaszczyznach. Dostałem od właściciela misję, aby w ciągu 2 lat awansować do Ekstraklasy. Biorąc pod uwagę, jak zakończył się sezon 2021/22, było to olbrzymie wyzwanie – stwierdził. 

Doprecyzowując – we wspomnianych rozgrywkach ŁKS zajął 10. miejsce i nawet nie zbliżył się do upragnionego awansu. Do tego klub zaczął chwiać się w posadach ze względów finansowych.

Trzy awanse w jeden sezon

W kontekście początków pracy w ŁKS-ie Dziedzic zwrócił uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię. – Gdy przyszedłem do klubu, nie dostałem worka pieniędzy na transfery. Musiałem zająć się raczej redukcją kosztów, obcinając wynagrodzenia. Jednocześnie trzeba było zbudować zespół z zawodników znajdujących się w naszym zasięgu finansowym i będą w stanie powalczyć o dobry wynik. Wielu skazywało nas nawet na degradację, lecz dobrą pracą, wiarą i zaangażowaniem się obroniliśmy – opowiedział.

– Ba, to był sezon historyczny, ponieważ nie przypominam sobie sytuacji, by jakikolwiek klub w jednym sezonie zdołał zaliczyć trzy awanse – pierwszej drużyny, rezerw i trzeciego zespołu. Kolejni młodzi piłkarze pokonywali szczeble futbolowej edukacji, a do tego zrobiliśmy to w dobrym stylu – grając ofensywną, atrakcyjną piłkę i wprowadzając młodych piłkarzy, co zawsze jest bardzo trudne. Owocem tego sezonu i naszej dobrej pracy był transfer Mateusza Kowalczyka z 1. ligi do czołowej drużyny z Danii, czyli Broendby i zarobione na nim godne pieniądze – wyliczył. Według serwisu transfermarkt.de, wychowanek Znicza Pruszków kosztował 1,2 miliona euro.

Podsumowując ten wątek, dyrektor sportowy ŁKS-u wspomniał również o analizie firmy Grant Thornton, która uznała, że w sezonie 2022/23 Rycerze Wiosny byli jednym z najlepiej zarządzanych klubów w Polsce i według niego to znakomicie świadczy o wykonanej wówczas pracy.

Mocny zarzut wobec dyrektora

Szumer zauważył, że za okres pierwszoligowy Dziedzicowi faktycznie nie należy się aż tak duża krytyka, ponieważ wtedy podjął kilka decyzji, które w teorii wyglądały racjonalnie. – Pierwszy test był w zimowym okienku i poniekąd Dziedzic go zdał. Zwłaszcza że ściągnął Mokrzyckiego, który mocno przyczynił się do awansu. W tamtej chwili sens miało sprowadzenie również Macieja Śliwy, bo on wcześniej świetnie spisywał się w Miedzi Legnica. Tamten sezon zakończył się awansem i tu go można pochwalić, skoro tak się stało – powiedział wychowanek ŁKS-u.

Nieco ostrzej do tematu podchodzi natomiast Jacek Szwagrzak, kibic doskonale zorientowany w kuluarowych realiach Rycerzy Wiosny. – Dziedzicowi można oddać to, że zatrudnienie Moskala okazało się trafione, bo on poukładał porozrzucane puzzle, ale patrząc na same transfery… Który ze sprowadzonych zawodników się sprawdził i realnie pomógł w awansie? Tylko Michał Mokrzycki, wypożyczony wtedy bez klauzuli odstępnego, więc to też był transfer wątpliwej konstrukcji – stwierdził.

Z jego ust pod adresem dyrektora sportowego padł bardzo mocny zarzut. – Reszty pozyskanych wtedy piłkarzy w większości już nie ma w klubie i kibice nie wspominają ich z tęsknotą. Nelson Balongo przejdzie do legendy jako kompletna wtopa. Mając to wszystko na uwadze, moim zdaniem Janusz Dziedzic przypina do swojej piersi cudze ordery – uznał Szwagrzak.

Dlaczego tak sądzi? – Dyrektor Dziedzic w ocenie własnej działalności wyraźnie skupia się na tym, że przejął drużynę w trudnej sytuacji, a potem były awanse trzech drużyn seniorskich. Niby to jest prawda, ale moim zdaniem warto zwrócić uwagę na fakt, iż w tych zespołach pierwsze skrzypce grali piłkarze sprowadzeni jeszcze przez jego poprzednika, Krzysztofa Przytułę – zauważa.

Optymalna jedenastka ŁKS-u wyglądała wówczas następująco: Bobek – Dankowski, Monsalve, Dąbrowski, Marciniak/Spremo – Kowalczyk, Mokrzycki – Pirulo, Trąbka, Szeliga – Janczukowicz. Z całej powyższej 12 tylko 2 piłkarzy dołączyło do zespołu za kadencji Dziedzica. Mokrzycki jeszcze jest w klubie, ponieważ się sprawdził i latem został wykupiony z Wisły Płock. Milan Spremo natomiast był kompletną pomyłką.

Newralgiczna kwestia młodzieży

Dyrektor sportowy uważa, że w ocenie jego kadencji warto zwrócić uwagę na to, jak odważnie ŁKS stawia na młodzież. – Na tym gruncie udało się zrobić bardzo dużo, bo ŁKS wprowadził prawie największą liczbę młodzieżowców do Ekstraklasy: Aleksander Bobek zbiera kolejne szlify i bezcenne doświadczenie na poziomie Ekstraklasy, a jego wartość rośnie. Cieszę się bardzo z tego, jak rozwija się Antek Młynarczyk, ponieważ ma bardzo duży potencjał – wymienił.

– Myślę, że Janek Łabędzki też niedługo będzie pukał coraz mocniej do pierwszej jedenastki, podobnie jak Oliwier Sławiński. Obydwaj już na obozie w Turcji pokazywali, że przyszłość może należeć do nich. Oprócz tego swoje szanse dostali również Jędrzej Zając, który pokazał się z dobrej strony w kilku meczach oraz Grzegorz Glapka czy Kelechi. Jeśli chodzi o Pro Junior System, ŁKS zajmuje w nim bardzo wysokie drugie miejsce na ten moment, co tylko potwierdza naszą dobrą pracę w poprzednich miesiącach i sezonach – uzupełnił dyrektor.

Zapytaliśmy o to Szumera, który jednak uważa, że 43-latek wybiela się względem tego, jak wyglądała rzeczywistość w niektórych aspektach. Zwrócił uwagę, że wspomniana młodzież wcale nie z jego inicjatywy zaczęła odgrywać ważniejszą rolę w pierwszym zespole.

– Przecież to nie on sprowadził Mateusza Kowalczyka, lecz Przytuła. Z kolei Aleksander Bobek został wyjęty z akademii i nie oszukujmy się, na koniec to trener decyduje, kto gra, a nie dyrektor sportowy. Tak naprawdę nie ściągnął żadnego młodego zawodnika, który byłby rozchwytywany – uważa wychowanek biało-czerwono-białych.

Czy wychowanek klubu miał rację? Sprawdźmy. Antoni Młynarczyk dołączył do ŁKS-u w 2018 roku (4 lata przed Dziedzicem), Jan Łabędzki wrócił do niego w 2020 (2 lata wcześniej), Jędrzej zając również w 2020, a Aleksander Bobek był w ŁKS-ie od 2015. Sam dyrektor sportowy natomiast ściągnął Ricardo Goncalvesa, Grzegorza Glapkę i wykupił Artemijusa Tutyskinasa, z których to tylko ostatni stanowił wartość dodaną dla drużyny, aczkolwiek głównie w 1. lidze. Właśnie na bazie dobrych występów Litwina na zapleczu Ekstraklasy ŁKS postanowił dokonać transferu definitywnego w trakcie ubiegłego lata.

– Wśród sprowadzonych przez dyrektora Dziedzica młodzików nie widzę żadnego nieoszlifowanego diamentu. Nie dostrzegam następnego Ratajczyka czy Kowalczyka. Natomiast część chłopaków, która dołączyła do akademii w zeszłym roku, już jest z niej odpalona. Z tego co słyszałem następni czekają w kolejce do pożegnania. Reasumując: nie było sukcesów transferowych ani do pierwszej ekipy, ani do pozostałych – ocenił Szwagrzak.

Mantra Janusza Dziedzica

– Wyszło więc tak, że sprzątanie jeszcze poszło Dziedzicowi nieźle, w 1. lidze nie było tragedii, ale gdy miał sam coś zbudować, to zawiódł kompletnie – dodał Szumer już w kontekście tego, co działo się w ŁKS-ie na poziomie Ekstraklasy. 

Siłą rzeczy pytanie o to, co się popsuło na najwyższym poziomie rozgrywkowym, musieliśmy zadać również samemu działaczowi. – Oczywiście na dzisiaj wynik sportowy nie jest taki, na jaki każdy liczył, ale trzeba pamiętać, że jest to praca na żywym organizmie. Ja wierzyłem, że z tymi możliwościami, które mieliśmy, będziemy w stanie zachować status ekstraklasowy. Pomysł był taki aby naszą ofensywną grę przenieść z 1. ligi na wyższy poziom. Byliśmy jednak świadomi, że to trudne – powiedział Dziedzic.

– Aby to się udało, trzeba mieć zawodników o wysokich umiejętnościach. Natomiast żeby móc sprowadzić takich ludzi, potrzebne są odpowiednie środki finansowe. Słyszę często głosy ludzi, którzy pytają o sens podpisania zawodników z przeszłością pierwszoligową kiedy zespół jest w Ekstraklasie. Tu trzeba jednak uzmysłowić sobie, że to nie była fanaberia Janusza Dziedzica, tylko realny obraz możliwości finansowych ŁKS-u. Należało przebudować drużynę, bo mieliśmy świadomość, iż z zespołem w kształcie pierwszoligowym nie będziemy w stanie rywalizować w Ekstraklasie. Letnie okienko było krótkie, a wielu piłkarzy nam odmówiło, ze względu na swoje oczekiwania finansowe, których ŁKS nie mógł spełnić – wyznał.

– Przygotowania do Ekstraklasy to była katastrofa – mimo wszystko zauważył Szwagrzak. – Rozmontowaliśmy sobie środek pola, dwóch zawodników odeszło, a trzeci wrócił po okresie przygotowawczym. Wszyscy wiedzieli, gdzie mamy dziurę, a i tak nie sprowadzono nikogo wartościowego na pozycję defensywnego pomocnika. Reszta braków była łatana zawodnikami z niższych lig, albo kompletną egzotyką. Wisienką na torcie okazały się natomiast paniczne transfery już po starcie Ekstraklasy, Jeśli dodamy do tego obóz przygotowawczy w kuriozalnym terminie, w którym uczestniczyło tylko 9 zawodników stanowiących trzon drużyny w rundzie jesiennej, to wyjdzie nam obraz chaosu i nieprzemyślanych działań pod wpływem impulsu, a nie realizacji konkretnego planu – powiedział.

Bilans wstydu

Generalnie patrząc na to, z jakim skutkiem ŁKS radził sobie na rynku transferowym, trudno o pozytywne wrażenia. Stworzyliśmy listę graczy sprowadzonych do łódzkiej ekipy przez Dziedzica w ciągu ostatnich dwóch lat. Jakkolwiek spojrzeć, ma on za sobą 4 okienka transferowe, w których trakcie ściągnął do Łodzi 23 piłkarzy i jest to wystarczająco duża próbka, aby ocenić jego skuteczność. Kto się sprawdził, a kto nie? 

Lato 2022:
Bartosz Biel – nieudany (dobre mecze można policzyć na palcach jednej ręki)
Dawid Kort – nieudany (jak wyżej)
Władysław Ochornczuk – nieudany (nie potrafił przebić się na więcej niż ogony, aktualnie wypożyczony)
Nelson Balongo – nieudany (za słaby nawet na drużynę rezerw)
Artemijus Tutyskinas – neutralny (w Fortuna 1. lidze przydatny, potem miał sporo problemów z kontuzjami)

Zima 2023:
Milan Spremo – nieudany (pomyłka)
Maciej Śliwa – nieudany (podobny przypadek do Biela i Korta)
Michał Mokrzycki – neutralny (dla 1. ligi udany, dla Ekstraklasy nie)

Lato 2023:
Marcin Flis – nieudany (rozczarowanie, nie dał w obronie potrzebnego spokoju)
Dani Ramirez – udany (liczyliśmy na więcej goli z gry, ale i tak kilka ich strzelił, wciąż bardzo kreatywny)
Kay Tejan – udany (jedyny obok Ramireza, który zapewnia jakiś element zaskoczenia w grze, strzelił kilka ważnych goli)
Engjell Hoti – nieudany (miał przebłyski, ale w większości meczów nieprzydatny)
Anton Fase – nieudany (katastrofa)
Adrian Małachowski – nieudany (jak wyżej)
Levent Gulen – neutralny (sprowadzony na bok obrony, ale aktualnie gra na środku i idzie mu lepiej)
Adrien Louveau – nieudany (często nie nadąża za tempem gry i przeciwnikami)
Jakub Letniowski – nieudany (jak wyżej, dodatkowo męczą go urazy)
Piotr Głowacki – nieudany (zbyt słaby, daje się banalnie łatwo ogrywać)

Zima 2024:
Thiago Ceijas – nieudany (wpadka, kompletnie zagubiony)
Rahil Mammadov – udany (miewa lepsze i gorsze występy, generalnie prezentuje się przyzwoicie)
Husein Balić – udany (zdobył kilka ważnych bramek i efektywnie pomaga w obronie)
Yadegar Rostami – nieudany (39 minut w 3 meczach)
Riza Durmisi – neutralny (podobny przypadek do Mammadova)

To oczywiście subiektywna ocena, z pewnymi klasyfikacjami pewnie dałoby się dyskutować. Może ktoś zasługuje na wyższą ocenę, na przykład Mammadov? A ktoś na niższą, weźmy Ramireza? Jest tu oczywiście pole manewru, ale niezależnie od tego, jak zabierzemy się do obliczeń, pewien trend się nie zmieni. Końcowy wynik zawsze pokaże, że Janusz Dziedzic sprowadził do ŁKS-u tabun zawodników wątpliwej jakości i mało kto sprawdził się w Łodzi. 

W naszej klasyfikacji bilans jest zatrważający – mamy zaledwie 4/23 udane ruchy, 3/23 to takie trudne do jednoznacznej oceny i aż 16 słabych lub wręcz beznadziejnych. Skuteczność na poziomie 17% (wliczamy tylko udane transfery) chluby nie przynosi. Dla porównania blisko 70% to zawodnicy, którzy kompletnie sobie nie poradzili albo już nie ma ich w zespole, albo nie będzie ich za chwilę.

Jakie były realne wpływy dyrektora sportowego?

Co ciekawe, wokół transferowej działalności dyrektora sportowego Rycerzy Wiosny narosło sporo niejasności. Dla przykładu w środowisku bliskim klubowi dało się usłyszeć, że w ostatnim zimowym okienku transferowym za wzmocnienia bardziej odpowiadali ówczesny trener i jego asystent, czyli Piotr Stokowiec oraz Łukasz Smolarow.

Co na to Dziedzic? – Kompletne bzdury. Odpowiadałem za cały proces selekcji, negocjacji i finalizacji rozmów. To, że zimą w klubie pojawili się ci piłkarze jest zasługą moją i działu sportowego. Wszystkie kwestie związane z dopinaniem transferów spoczywały na mnie. Z tego co mi wiadomo, zawodnicy również mówili w mediach o tym, kto sprawił, że dołączyli do ŁKS-u i czyja to zasługa – odpowiedział 43-latek. Faktycznie w ten sposób wyraził się na przykład Riza Durmisi.

Intrygującą sugestię wysunął również Szwagrzak. – Czy wszystkie jego decyzje były całkowicie autonomiczne? Mam co do tego wątpliwości. Otwartym pozostawiam pytanie, czy Dziedzic czasem nie jest rozliczany również z ruchów, na które de facto miał ograniczony wpływ? – powiedział doskonale zorientowany kibic.

W tym kontekście warto przytoczyć historię z jednej z rozmów, która odbyła się na portalu X w tak zwanym “pokoju”. Jeden z fanów zapytał wówczas Tomasza Salskiego, czy ten w przyszłości zamierza wtrącać się w kwestie transferowe, na co ten bez ogródek odparł, że tak. Słowa dotrzymał, czego dowodzi chociażby wykorzystanie swoich dobrych relacji z Danim Ramirezem, by ponownie ściągnąć go do Łodzi. Z kilku źródeł słychać też, że Adrian Małachowski znajdował się na radarze ŁKS-u na długo przed kadencją Dziedzica.

Dziedzic nie działał wbrew trenerom

W naszej rozmowie dyrektor sportowy odniósł się również do innej palącej kwestii, a mianowicie plotek dotyczących tego, że zdarzało mu się ściągać do drużyny zawodników, których nie chcieli trenerzy. Jedną z tego typu operacji miało być sprowadzenie Engjella Hotiego mimo kompletnego braku przekonania Kazimierza Moskala do tego pomocnika. 

43-latek zaprzeczył, by tego typu praktyki w ogóle miały miejsce. Proces decyzyjny zawsze wyglądał tak, że rozmawialiśmy ze sztabem szkoleniowym o tym, kogo i na jaką pozycję potrzebujemy. Było wielu zawodników, którzy nam odmawiali przede wszystkim ze względów finansowych. Wybieraliśmy więc najlepszą kolejną i realną opcję w naszej hierarchii. Tak stało się na przykład w przypadku pozycji, na której występuje Hoti. Ale wracając do pytania: jako dyrektor sportowy nigdy nie działałem i nie wyobrażam sobie działać wbrew moim współpracownikom – stwierdził kategorycznie.

W kontekście transferowym Dziedzic konsekwentnie wspomina o jednej kwestii: małym polu manewru na rynku transferowym ze względu na wyjątkowo niski budżet. To właśnie on miał zdeterminować fakt, że przed rozpoczęciem sezonu 2023/24 ŁKS nie wzmocnił się odpowiednio jakościowymi piłkarzami.

ŁKS może na niego liczyć

Rycerze Wiosny zyskali nieco więcej możliwości w tej sferze dopiero w trakcie minionej zimy, kiedy w klubie pojawił się nowy akcjonariusz. Dariusz Melon najpierw nabył mniejszościowy pakiet akcji, dokapitalizował ŁKS i od grudnia 2023 regularnie zwiększa swoje zaangażowanie decyzyjno-finansowe. 

W tym kontekście Dziedzic nie ma żadnych wątpliwości. – Czuję niedosyt, bo gdyby prezes Salski miał wsparcie pod kątem finansowania zespołu od początku sezonu, to są duże szanse że drużyna znajdowałaby się dziś w innym położeniu, a tak to sytuacja jest bardzo trudna – przyznał. To zresztą właśnie Melon ma stać za decyzją o zakończeniu współpracy z Dziedzicem. Nasz rozmówca wspomniał o “innej wizji prowadzenia klubu, którą oczywiście szanuje”.

Nie da się ukryć, że większość kibiców ucieszyła się na wiadomość dotyczącą zbliżającego się rozstania z 43-latkiem, o czym wspominaliśmy już wcześniej. Transparent na wiadukcie, zmasowana krytyka i wszystko co z tym związane wynikały oczywiście z fatalnych wyników zespołu w Ekstraklasie, ale nie tylko.

Płachta na byka

– Jego dobiły wywiady i konferencje. Po rundzie jesiennej ŁKS miał 10 punktów, cała liga się z nas śmiała, a on wtedy mówił, że transfery wyszło 8/10. Założył chyba, że ludzie albo nie mają oczu, albo w ogóle nie znają się na piłce. Gdyby przyznał się do błędu kibice na pewno inaczej by go potraktowali – wytłumaczył Szumer.

– Na wkurzonego i rozgoryczonego kibica takie coś działa jak płachta na byka – wtórował mu Szwagrzak.

Zapytany o tę nieszczęsną ocenę Dziedzic wyjaśnił, że został źle zrozumiany. – Miałem na myśli profile zawodników: ich konkretną charakterystykę, której poszukiwaliśmy jeśli chodzi o aspekt fizyczny zawodników, motorykę czy umiejętności piłkarskie. To kogo potrzebowaliśmy, kogo mieliśmy wyselekcjonowanego versus to, kogo finalnie udało nam się podpisać i kto zgodził się do ŁKS-u przyjść. Nie miałem na myśli jakości piłkarzy. Trudno byłoby ich ocenić na starcie sezonu czy w momencie podpisywania kontraktu. Finalny wpływ na zespół i występy to coś, na co wpływ na wiele czynników i raczej takiej oceny można dokonać po sezonie – stwierdził. Dodał również, że biorąc pod uwagę wyniki w sezonie 2023/24, generalnie rozumie rozgoryczenie kibiców.

Według Szumera gwoździem do trumny Dziedzica w ŁKS-ie było zatrudnienie w nim Piotra Stokowca. Szwagrzak się z tym zgadza. – Mocno nie trafił wdrażając protokół “Mamrot 2.0” – powiedział, nawiązując do wcześniejszej zupełnie nieudanej i krótkiej kadencji Ireneusza Mamrota przy al. Unii 2. Rzeczywiście jednak kadencja Stokowca skończyła się kompletną klapą. Pod jego wodzą biało-czerwono-biali rozegrali 10 meczów, z których przegrali 7, zremisowali 3 i nie odnieśli ani jednego zwycięstwa. Szkoleniowiec został więc zwolniony po 4 miesiącach, a stery przejął Marcin Matysiak, uprzednio prowadzący drużynę rezerw.

– Mam wrażenie, że ŁKS, gdy tylko awansuje do Ekstraklasy i mu w niej nie idzie, od razu porzuca chęć gry atrakcyjnie, na bazie dotychczasowych założeń i próbuje iść kompletnie w drugą stronę. Gramy piłką, nie idzie, to bierzemy trenera-murarza, który zablokuje dostęp do bramki i postawimy na defensywny antyfutbol. Tyle że z zawodnikami dobranymi do zupełnie innego stylu to nie ma prawa działać. Moim zdaniem ŁKS-owi brakuje konsekwencji trochę wyżej niż na poziomie dyrektora sportowego, ale skoro Janusz Dziedzic chętnie bierze na siebie wszelkie decyzje, to ja muszę je ocenić negatywnie – podsumował Szwagrzak.

Łodzianie zainwestowali w specjalistów

– Już po awansie do Ekstraklasy powinien przyjść ktoś taki, jak Robert Graf, przy którym Dziedzic mógłby się uczyć – zauważył Szumer. Ostatecznie stało się to mniej więcej 9 miesięcy później. Obecny dyrektor sportowy wyjaśnił również, że to właśnie nowy wicedyrektor do spraw sportowych odpowiada za przygotowania do kolejnego sezonu oraz kwestie transferowe. On już nie bierze udziału w organizacji przyszłości Rycerzy Wiosny.

Biało-czerwono-biała część Łodzi wiąże ogromne nadzieje z przenosinami Grafa na al. Unii 2. Doświadczony działacz ma w swoim CV pracę w Warcie Poznań czy Rakowie Częstochowa i co najważniejsze w obu tych klubach odnosił sukcesy. Sprawdził się zarówno w ekipie mającej jeden z najmniejszych budżetów w Ekstraklasie (Warta), jak i budując drużynę gotową do walki o najwyższe laury (Raków). W związku z tym trudno dziwić się kibicom ŁKS-u, którzy wierzą, że i tym razem poradzi sobie doskonale i wyprowadzi zespół na prostą. Nawet, jeśli stanie się do w 1. lidze. 

Zatrudnienie wicedyrektora do spraw sportowych poniekąd w miejsce Dziedzica jawi się zresztą jako zmiana o znacznie głębszym podłożu. Wszystko wskazuje na to, że 5 lat po pierwszym powrocie ŁKS-u do Ekstraklasy po odbudowie klubu, przy al. Unii 2 zaczęto wreszcie tworzyć odpowiednie struktury organizacyjne. Dotychczas obecnemu beniaminkowi brakowało stabilnych fundamentów. Wyglądały one raczej tak, jakby lepiono jest z plasteliny,  a nie konkretnego, silnego budulca. 

Tu w zasadzie możemy spojrzeć szerzej na łódzki klub. Warto bowiem wspomnieć, iż niedługo po Grafie do biało-czerwono-białych dołączył też Dominik Jarosz, który został managerem działu skautingu. On sam nie ukrywał, że dołączył do łodzian między innymi dlatego, że wcześniej pracę z nimi podjął wspomniany Graf. Jarosz jest zresztą kolejnym człowiekiem z dużym doświadczeniem, bowiem ma za sobą skauting w klubach takich jak Raków Częstochowa, Legia Warszawa, Lech Poznań (akademia) czy Dundee United.

Wcześniej natomiast dział marketingu zasilił Michał Frontczak. W październiku ubiegłego roku został dyrektorem sprzedaży i komunikacji w klubie z al. Unii 2, co również zostało bardzo pozytywnie odebrane przez kibiców. Skok jakościowy w tych sferach również był widoczny gołym okiem. Choć sam Frontczak na początku swojej pracy prosił fanów o cierpliwość, czas i zaufanie, w krótkim czasie dał radę znacznie przyspieszyć pracę nad otwarciem klubowego sklepu, odświeżony został także system sprzedaży biletów, na który narzekali kibice, a i komunikacja między ŁKS-em oraz światem zewnętrznym znacznie się poprawiła.

Ważne pytania retoryczne

Wszystkie te ruchy w naturalny sposób łączą się z wejściem Dariusza Melona w akcjonariat, o czym wspomnieliśmy wcześniej. Kibice mają jednak prawo żałować, że władze klubu nie podeszły do kwestii organizacji struktury klubu w ten sposób już wcześniej. No bo tak zupełnie na chłopski rozum mogą zadawać sobie kilka niewygodnych pytań.

  • Czy naprawdę opłacało się inwestować kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie w pensję Ricardinho, zamiast zatrudnić w jego miejsce dwóch solidnych skautów? Gdyby tak się stało, może w przyszłości klub wiedziałby, dlaczego nie warto inwestować w Nelsona Balongo. 
  • Czy nie byłoby lepiej dużo wcześniej zainwestować w rozbudowę struktur w klubie, na przykład w działach marketingu, komunikacji i tym podobnych, zamiast przepalać pieniądze na wypłatę dla Milana Spremo? 
  • Czy nie byłby to dobry pomysł, aby nie płacić bezużytecznemu Antonowi Fase, lecz dać konkretniejszą szansę tańszym wychowankom, typu Antoni Młynarczyk czy Jędrzej Zając, skoro gołym okiem widać, iż mają znacznie większy potencjał niż Holender?
  • Czy skoro jakaś gotówka na transfery jednak się znalazła, to nie lepiej byłoby ruszyć odważniej po Macieja Ambrosiewicza, który przed tym sezonem miał w CV ponad 300 meczów rozegranych w Ekstraklasie i Fortuna 1. Lidze? Tymczasem postanowiono oszczędzać i sprowadzać Adriana Małachowskiego z 3. Ligi niemieckiej, co było jedną z gorszych transferowych decyzji Dziedzica.

To oczywiście pytania retoryczne, które same w sobie dowodzą, iż od dłuższego czasu ŁKS był budowany w sposób pozostawiający wiele do życzenia. Wyszło tak, jakby kierownik budowy uznał, że przy stawianiu domu najlepiej zacząć od dachu. Tymczasem pod względem organizacyjnym Rycerze Wiosny wyjątkowo mocno odstawali od standardów klubów z Ekstraklasy.

Graf dziedziczy chaos

Być może jednak ŁKS właśnie znalazł się u progu najważniejszej zmiany, jakiej może dokonać. Nie chodzi tu już nawet o konkretne personalne roszady, lecz przyjęcie zupełnie innej mentalności w rozwijaniu klubu. Tego brakowało wcześniej, łodzianie szukali wielu dróg na skróty w różnych obszarach. Zdaje się, że teraz, w 2024 roku, w końcu poszli po rozum do głowy i postawili na pracę u podstaw, by odmienić swoje losy. 

W tej sferze bez wątpienia fani biało-czerwono-białych największą uwagę będą zwracać właśnie na działania Roberta Grafa. Oczywiście samo ładne CV jeszcze nie gwarantuje odniesienia sukcesu w przyszłości. Z drugiej strony wiceprezes do spraw sportowych w teorii ma wszystko, by wreszcie poukładać ŁKS – nie tylko go posprzątać, ale też zbudować w nim drużynę, która nie będzie chwiała się w posadach niemalże co rundę. Przepełnione chaosem dziedzictwo obecnego dyrektora sportowego sprawia jednak, że Grafa czeka nie lada wyzwanie.

***

Na koniec rozmowy Janusz Dziedzic poprosił również o publikację podziękowań, co niniejszym czynimy. – Chciałbym podziękować za współpracę wszystkim pracownikom klubu oraz Akademii. Dziękuję wszystkim kibicom za wiele niezapomnianych wspomnień i emocji i trzymam kciuki za nowy projekt. Praca w ŁKS to był dla mnie zaszczyt – powiedział, niejako żegnając się z klubem.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Jagiellonia wraca na fotel lidera! Podział punktów w Gliwicach
Bartosz Slisz z debiutanckim trafieniem w MLS. Polak przymierzył z dystansu [WIDEO]
Nowy kandydat na trenera Chelsea. Dziennikarz ujawnia zaskakujące nazwisko
Jacek Magiera: Zagraliśmy bardzo dojrzały mecz
Maciej Kędziorek: Nie zamierzamy się poddać
Niespodzianka w składzie Realu Madryt? Może dojść do debiutu od pierwszych minut!
Fortuna 1 liga: Wisła Kraków rozbita w Katowicach. Bramka stadiony świata Arkadiusza Rogali [WIDEO]
Śląsk walczy do samego końca. Śląsk Wrocław – Radomiak Radom 2:0 (RELACJA)
Co za gol Nahuela Leivy! Śląsk pozostaje w grze o mistrzostwo[WIDEO]
Bayer Leverkusen dołączył do elitarnego grona. Czwarta taka drużyna od 1992 roku